Nie miałem żadnych kontaktów z Marcinem P. i nie zabiegałem o nie; nie lokowałem też żadnych środków w produkty oferowane przez Amber Gold - zapewniał podczas wtorkowego przesłuchania przed komisją śledczą prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
"Chciałem bardzo wyraźnie podkreślić, że nie miałem żadnych kontaktów z Marcinem P. Nie zabiegałem o żadne kontakty z nim, nie odwiedziłem nigdy siedziby tej spółki, również nie lokowałem żadnych środków w produktach finansowych oferowanych przez tę firmę" - zapewniał Adamowicz na wstępie przesłuchania.
Dodał, że "ze względu na powagę wysokiej komisji" nie chce komentować słów twórcy Amber Gold, które padły podczas jego czerwcowego przesłuchania. "Jestem prezydentem miasta blisko półmilionowego, mam do dyspozycji aparat pracowniczy - Urząd Miejski o 1100 etatach i na pewno nie muszę osobiście wchodzić w rolę kuriera, mam do tego współpracowników" - stwierdził.
Nie miałem z nim (Marcinem P. - PAP) żadnych kontaktów, ani o nie nigdy nie zabiegałem - powtórzył Adamowicz.
W trakcie wygłaszania słowa wstępnego Adamowicz zwracał też uwagę, że sprawa Amber Gold skrzywdziła wielu Polaków, w tym mieszkańców Gdańska. "Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że jestem bardzo zainteresowany w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności, bo bardzo wielu Polaków zostało pokrzywdzonych, w tym pewnie największa grupa to byli moi mieszkańcy, mieszkańcy Gdańska" - mówił.
"Pokrzywdzonym został też Gdańsk; dobra opinia o nim, wizerunek bez wątpienia został naruszony. Mówię to nie tylko jako prezydent Gdańska, ale też jako mieszkaniec miasta nad Bałtykiem i Motławą" - dodał.
Podczas czerwcowego przesłuchania przed komisją śledczą Marcin P. był pytany m.in. o to, czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktowała się z politykami na Pomorzu. "Nie zostawałem na Pomorzu w kontakcie z żadnymi politykami. Politycy sami szukali ze mną kontaktu, ja raczej próbowałem się zawsze od polityków odcinać" - mówił Marcin P. Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu, odparł: "Na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku".
B. szef Amber Gold zeznał ponadto, że "chęć znalezienia kontaktu ze strony polityków różnych opcji zawsze była, chyba najczęstszy był jednak z członkami prezydium Miasta Gdańska".
Marcin P. mówił też, że wśród osób, które lokowały pieniądze w Amber Gold, znajdowały się nazwiska około trzydziestu polityków. "W chwili obecnej nie jestem w stanie (powiedzieć) (...) na pewno było nazwisko Adamowicz, na pewno była pani Kopacz Ewa, na pewno był znany polityk PiS" - mówił P. Według niego w bazie były wszystkie opcje polityczne na szczeblach: centralnym i wojewódzkim.
W trakcie przesłuchania wiceszef komisji Marek Suski (PiS) pytał świadka m.in. o zdjęcie, na którym Adamowicz wraz częścią prominentnych pomorskich polityków PO oraz Lechem Wałęsą ciągną po płycie lotniska samolot OLT Jet Air (później OLT Express). Zdjęcie to zrobiono 12 grudnia 2011 r. podczas otwarcia lotniska w Gdańsku na Euro 2012. "Ja tu mam takie zdjęcie, tu są te osoby i zdaje się jest tu pan" - mówił Suski, pokazując zdjęcie, po czym podszedł do świadka, by pokazać je z bliska.
"Tak to ja. A pan ponumerował ładnie (osoby na zdjęciu), świetne rozeznanie. Dobra robota operacyjna" - stwierdził Adamowicz. "Dziękuję za uznanie, w końcu jesteśmy komisją śledczą" - odparł Suski.
"To są osoby, które ciągnęły samolot OLT na lotnisku, jeśli się pan tak odżegnuje od jakiegokolwiek wsparcia dla firm Marcina P., to zdjęcie pokazuje, że to wsparcie nie tylko pan, ale cała gdańska Platforma ciągnie ten samolot, jako promocja" - kontynuował poseł PiS.
"Proszę zobaczyć jaka tu jest nazwa (na samolocie - PAP), to bardzo ważne, to Jet Air. Wtedy nie było OLT Express" - zauważył Adamowicz. Dodał, że zdjęcie to upublicznił w Sejmie polityk PiS Antoni Macierewicz, wskazując, iż był to samolot OLT Express, co - jak zaznaczył Adamowicz - było nieprawdą.
"Dopiero ten event został wypełniony treścią polityczną, propagandową od momentu wystąpienia posła Macierewicza w Sejmie. I o tym dobrze wiecie i pompujecie ten temat i chcecie wmówić Polakom, że to była jakaś reklama, to nieprawda, to czyste kłamstwo, to była zwykła uroczystość związana z oddaniem do użytku" - przekonywał.
W dyskusję wtrącili się inni politycy PiS, który wskazali, że w tamtym okresie miała miejsce dwukrotna zmiana nazwy tych linii lotniczych, a w ich władzach był już Marcin P. "To była ta firma, dokładnie ta firma (OLT Express - PAP) tylko po prostu zmieniała nazwę w międzyczasie" - zaznaczyła szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS).
Adamowicz zapewniał jednak, że to nie była reklama OLT Express. "Nieprawdą jest i to mówię stanowczo, nie dam sobie wmówić, i wmówić opinii publicznej, że to była reklama. To nie była żadna reklama, to było fetowanie wielkiej inwestycji, sukcesu Portu Lotniczego Lecha Wałęsy" - podkreślał Adamowicz.
"Sukces was irytuje, wiem, bo lepiej, żeby Polska była w ruinie. Myśmy Gdańsk i Pomorze pięknie zbudowali i uczestniczyliśmy w radosnej imprezie" - mówił.
"Organizatorem tej uroczystości był zarząd lotniska w Gdańsku i przygotował tę formę uczczenia pięciu inwestycji o wartości 80 mln zł współfinansowanych z UE" - kontynuował prezydent Gdańska.
Wassermann dopytywała jednak, kto zdecydował o tym, że to właśnie ta firma uzyska taką reklamę, i że to właśnie ten samolot samorządowcy będą ciągnąć. "To prezydent lotniska dokonał wyboru" - odparł świadek.
Dodał, że nie miał świadomości, jak będzie wyglądać ta uroczystość. "Nie sądzę, że jak idziemy na imieniny do cioci, czy jakąkolwiek imprezę, pytamy gospodarzy: +A na czym to będzie polegać+" - mówił Adamowicz.
"Je nie tyle byłabym zaskoczona, co wyciągnęłabym konsekwencje w stosunku do podległych mi służb, gdybym przyszła na uroczystość otwarcia, a ktoś z zaskoczenia ubrałby mnie w taką pelerynę i kazał ciągnąć oszusta, a moje służby nie dowiedziały się, na czym będzie to polegało, kto będzie w tym uczestniczył i co będziemy robić. Tym się różnimy" - ucięła Wassermann.
Podczas przesłuchania poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski pytał z kolei świadka, czy zna on Michała Tuska, syna b. premiera Donalda Tuska. "Znam go w sposób nieznaczny" - odpowiedział Adamowicz. "To znaczy" - dopytywał polityk Kukiz'15. "W sposób nieznaczny, tzn., że w życiu rozmawiałem z nim może z 10 razy. Nie byłem u niego na imieninach, ani na ślubie, czy chrzcie, nie zaprosił mnie, a szkoda" - odparł świadek. "My też ubolewamy" - wtrącił Rzymkowski.
Adamowicz tłumaczył ponadto, że po raz ostatni z Michałem Tuskiem rozmawiał ponad roku temu. Dodał też, że w marcu 2012 r. nie miał o wiedzy o tym, że Michał Tusk został zatrudniony przez Marcina P. w OLT Express. "Nie posiadałem tej wiedzy, dowiedziałem się o tym wiele miesięcy później, jak media zaczęły interesować się, gdzie Michał Tusk pracuje. Mnie to nie interesuje, gdzie kto pracuje, mam poważniejsze zadania w mieście, niż interesowanie się cudzym życiem" - wskazał.