Inwestycja Amber Gold w linie lotnicze praniem brudnych pieniędzy?

Byłem sceptyczny wobec inwestycji Amber Gold w Jet Air, moje osobiste odczucie było takie, że coś tu jest nie tak; moim zdaniem to przedsięwzięcie miało upaść i wygenerować duże koszty - mówił w poniedziałek przed komisją śledczą b. dyrektor marketingu linii lotniczych Jet Air Ireneusz Dylczyk.

W połowie 2011 r. spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express, pod którą działały linie OLT Express Regional (z siedzibą w Gdańsku, wykonujące rejsowe połączenia krajowe) oraz OLT Express Poland (z siedzibą w Warszawie, które wykonywały czarterowe przewozy międzynarodowe). Linie OLT Express rozpoczęły działalność 1 kwietnia 2012 r. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r., z kolei w połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosił Amber Gold.

Dylczyk mówił przed komisją, że od samego początku był sceptyczny, jeśli chodzi o inwestycje Amber Gold w Jet Air. "Jeśli chodzi o pochodzenie kapitału, to osobiście miałem świadomość, że pochodzi z innej działalności państwa P.; ja nie oceniałem czy Amber Gold to piramida finansowa, parabank, bo się na tym nie znam" - podkreślił. Przyznał, że ze spółką Jet Air był związany od końca 2007 r. do stycznia 2012 r., "kiedy nowy zarząd OLT Express Regional podziękował mu za współpracę".

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał świadka, dlaczego szef Amber Gold Marcin P. zdecydował się zainwestować 300 mln zł w upadającego przewoźnika, jakim był Jet Air. Pytając o tę kwestię powoływał się na zeznania Dylczyka z 2013 r., kiedy był przesłuchiwany przez ABW. "To nie do końca jest tak, że zainwestowanie 300 mln zł w upadającego przewoźnika jest abstrakcją i nonsensem. To ma sens pod warunkiem, że jest to prowadzone w odpowiedni sposób" - odpowiedział świadek.

"A było?" - dopytywał polityk Nowoczesnej. "Jak widać nie" - odparł Dylczyk. Dodał, że nie widać było tego na żadnym etapie wejścia Amber Gold w branżę lotniczą. Podkreślił, że zakończył współpracę z tymi liniami lotniczymi "na dość wczesnym etapie, nim na dobre się rozkręcił w wydawaniu pieniędzy w ten czy inny sposób". Wskazał m.in. na wysokie koszty marketingu, czy rażąco niskie ceny oferowanych biletów.

"Moim zdaniem było to przedsięwzięcie na pewno skazane na niepowodzenie. Moim zdaniem przedsięwzięcie było przeszacowane, jeśli chodzi o koszty. Moim zdaniem celem było doprowadzenie tego przedsiębiorstwa do upadku i wygenerowanie dużych kosztów" - dodał.

Podkreślił, że dyrektor zarządzający OLT Express Jarosław Frankowski musiał wiedzieć, że "to się nie może udać". Dopytywany dlaczego więc Amber Gold zainwestował w OLT odparł, że nie rozmawiał o tym z Frankowskim.

Świadek pytany czy miał świadomość skąd pochodzą pieniądze, które inwestował Amber Gold stwierdził, iż nie. Zembaczyński zwrócił uwagę, że podczas zeznań składanych ABW Dylczyk ocenił, że OLT mogło być pralnią pieniędzy. "Ile pieniędzy według pana w tej pralni zostało wybielonych?" - pytał polityk.

Świadek w odpowiedzi relacjonował, że po jednym ze spotkań z przedstawicielami Jet Air małżeństwo P. zapowiadało, że będzie budować przewoźnika niskokosztowego. Chcieli to jednak zrobić - jak relacjonował Dylczyk - "rozdmuchując koszty do bizantyjskich rozmiarów". "Trudno, mając wiedzę na temat, tego jak funkcjonuje ten rynek, jak funkcjonują tacy przewoźnicy (...) trudno nie odnieść wrażenie, że koszty są rozdmuchiwane nieproporcjonalnie" - stwierdził.

Dopytywany przez Marka Suskiego (PiS) dlaczego obawy przedstawicieli Jet Air zmniejszyły się i zdecydowano się na współpracę z Amber Gold, Dylczyk wskazał, że szefowie spółki zaprezentowali im złoto ze skarbca. "W trakcie prezentacji nastąpiła przerwa i doszło do prezentacji chyba jednego z elementów skarbca Amber Gold, zostało nam pokazane złoto, które wprowadzono na wózku do sali" - mówił.

"Ile tego było" - pytali inni członkowie komisji. "Trudno mi powiedzieć na kilogramy, ale trochę tego było; takich sztabek mogło być 20-30" - odparł świadek.

Dopytywany przez Zembaczyńskiego w kontekście zeznań złożonych ABW, na czym mógł polegać proces prania pieniędzy Amber Gold świadek odparł, że w Jet Air "nie ocenialiśmy jak może wyglądać ten proces". "Tylko moje odczucie było takie, że generalnie coś tu jest nie tak" - zaznaczył. Zwracał też uwagę m.in. na bardzo duże koszty marketingowe, jakie ponosił przewoźnik. "Nie wiem czy było to wyprowadzanie pieniędzy (...), ale akcje marketingowe były ogromne, pieniądze na to szły naprawdę gigantyczne" - mówił. Zaznaczył, że nie wie, kto o tym decydował. "Moim zdaniem, to nie było decydowane w Jet Air" - stwierdził.

Dylczyk odpowiadając na pytania posłów wskazał, że środki na kampanię marketingową linii lotniczych przekazywał Ambner Gold. Dodał, że o zawyżonych kosztach akcji marketingowych informował prezesa firmy Excelo Michała Forca (b. rzecznik Ambe Gold). Firma ta odpowiadała za reklamę i PR m.in. OLT Express. "Kiedyś wyraziłem takie zdanie: panie Michale dobrze pan wie, że na rynku może być różnie odbierane, że może budzić podejrzenia" - mówił. Mimo to - jak dodał świadek - Forc robił swoje.

Dylczyk stwierdził też przed komisją, że nie wiedział, iż Marcin P. był prawomocnie karany za zwoje wcześniejsze biznesy, ani że Amber Gold była umieszczona na liście ostrzeżeń publicznych KNF.

Komisja pytała też świadka m.in. o spotkania z gdańskim biznesmenem Mariusem Olechem, który według zeznań z wcześniejszych posiedzeń komisji był zainteresowany nabyciem Jet Air. Dylczyk powiedział, że to on skontaktował ludzi z Jet Air z Olechem ws. rozmów o dokapitalizowaniu firmy.

Dylczyk mówił, że jedno ze spotkań odbyło się na zaproszenie Olecha w Gdańsku w jego domu, w części przeznaczonej dla gości. Wzięło w nim udział kilka osób ze strony linii lotniczych. Świadek powiedział, że po tym spotkaniu Olech nie był zainteresowany wejściem w biznes lotniczy i wyraźnie to powiedział.

Poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski pytał, czy podczas spotkania w Gdańsku padło nazwisko Marcin P. Świadek odparł: "nie". "Wiem na 100 proc., że nie było tam mowy o panu P." - zeznał.

Jednak Rzymkowski zauważył, że Dylczyk w zeznaniach, jakie złożył w marcu 2013 r. w ABW informował, że podczas tego właśnie spotkania, Zbigniew Młotkowski z Jet Air wspomniał o mailu od jednego z pasażerów, Marcina P. "W tym mailu było zaproszenie na spotkanie, o ile spółka jest zainteresowana uzyskaniem wsparcia lub inwestycją" - przypominał Rzymkowski.

"Bardzo dobrze pamiętam to przesłuchanie, dlatego, że dużo mówiłem, a niewiele było notowane" - powiedział świadek. Rzymkowski zauważył, że Dylczyk podpisał się pod tymi zeznaniami, co potwierdził świadek. "Pan zawsze podpisuje się pod czymś, czego pan nie powiedział?" - pytał Rzymkowski. "Podczas mojej pracy przy tym projekcie kilkukrotnie spotykałem się z panem Mariusem Olechem, być może jest to kwestia nie wiem, niezanotowania czy błędnego zanotowania tego zeznania" - powiedział świadek.

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała, czy podczas spotkania w domu Olecha w Gdańsku, Młotkowski wyciągnął maila, w którym jest mowa o tym, że Marcin P. pisze do spółki pana Krzysztofa Wicherka (był właścicielem Jet Air - PAP), że jest zainteresowany tym biznesem. "Nie" - powiedział świadek. Wassermann dopytywała więc, czy złożył fałszywe zeznania przed ABW. "Wedle mojej wiedzy, pamięci, tak jak pamiętam tamto spotkanie nie miało miejsce odczytanie (maila). Być może jest to kwestia mojego nieprzeczytania dokładnie protokołu, który był spisywany w ABW, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie w tej chwili" - zapewniał Dylczyk.

Dodał, że Zbigniew Młotkowski wspomniał mu o mailu od P., ale świadek nie wskazał, podczas którego spotkania to było, zapewnił, że ten mail nie był omawiany podczas spotkania w Gdańsku u Olecha

Wassermann pytała świadka, kiedy ostatni raz kontaktował się z Olechem. "Kontaktowaliśmy się w lipcu tego roku" - powiedział Dylczyk. Wassermann dopytywała, czy było to przed przesłuchaniem, które było pierwotnie wyznaczone na lipiec. "Ja do niego zadzwoniłem po tym, jak zostało ono odwołane z pytaniem, czy jest w drodze, czy jedzie, czy już wie, że będzie odwołane" - powiedział świadek.

Dopytywany, czy wcześniej się nie kontaktował z Olechem, odparł, że w tym roku rozmawiali telefonicznie. Pytany, czy rozmawiali w okresie od momentu powołania go na świadka do teraz. "Myślę, że raz albo dwa rozmawialiśmy. Ja dzwoniłem do pana Olecha" - powiedział Dylczyk. "Pytałem się, czy jest wezwany na świadka, czy się stawi, kiedy ma termin, czy możemy się spotkać, porozmawiać" - wyjaśnił. Dodał, że do spotkania z Olechem nie doszło.

W efekcie tej wymiany zdań poseł Rzymkowski złożył wniosek o wystąpienie o billingi świadka i kontakty z Mariusem Olechem.

Głośno o sytuacji spółki Amber Gold zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy linie OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe - zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika, a następnie spółka poinformowała, że wycofuje się z inwestycji w linie lotnicze. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. W połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosiła spółka Amber Gold.

Po upadku OLT Express okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk, który miał się zajmować obsługą prasową linii OLT Express i analizą ruchu lotniczego z Gdańska.

Z materiału zebranego do tej pory przez Prokuraturę Regionalną w Łodzi - która bada, gdzie trafiły pieniądze wyprowadzone z Amber Gold - wynika m.in., że od 15 grudnia 2011 r. do 30 sierpnia 2012 r. na rzecz OLT Express przelano z kont Amber Gold 5 mln 800 tys. dolarów i 43 mln 600 tys. zł. Jak ustalono, mimo tego OLT Express nie realizowała swoich zobowiązań finansowych wynikających choćby z konieczności uregulowania rat leasingowych za samoloty.

« 1 »