„Pokot”, najsłabszy chyba film w dorobku Agnieszki Holland, został polskim kandydatem do Oscara.
Bohaterką filmu jest kobieta, która toczy walkę z myśliwymi, a także kłusownikami. W filmie znajdziemy elementy thrillera, horroru i zaangażowanego filmu społeczno-obyczajowego. To istny miks gatunkowy, który z biegiem akcji zaczyna przypominać propagandową, radykalnie proekologiczną i antyklerykalną agitkę. A przecież w swoich najlepszych dokonaniach reżyserka ważne problemy, w tym również wiary, potrafiła przedstawić w sposób pobudzający do dyskusji.
Obraz myślistwa i myśliwych jest w filmie kuriozalnie jednostronny. Scharakteryzowani grubą kreską negatywni bohaterowie dramatu przypominają postaci wyjęte z jakiejś satyry, a nie żywych ludzi. Rządzą miasteczkiem i wzajemnie się wspierają. Wszyscy ogarnięci żądzą zabijania, nie przestrzegają żadnych obowiązujących w myślistwie reguł. Jednym z nich jest miejscowy proboszcz, ks. Szelest, zapalony myśliwy, który w złym traktowaniu zwierząt nie widzi nic złego. Wprost przeciwnie. W filmie znajdziemy znamienną scenę, kiedy w kościele odbywa się Msza, a przed ołtarzem leży trofeum myśliwskie w postaci zabitego dzika. Zgromadzone tam dzieci śpiewają z zapałem myśliwską pieśń „Pojedziemy na łów”. Teraz nie mamy już wątpliwości, skąd wypływa zgubna idea mordowania zwierząt. A gdyby takie się pojawiły, wystarczy posłuchać kazania księdza Szelesta, który wygłasza orację na temat zaczerpniętego ze Starego Testamentu przekazu „o czynieniu sobie ziemi poddanej”. Czy oracja księdza rzeczywiście oddaje nauczanie Kościoła w tej sprawie? Przecież papież Jan Paweł II patronem ekologii ogłosił św. Franciszka z Asyżu. O ile pamiętam, święty nie nawoływał do zabijania zwierząt. To przecież nie chrześcijanie dokonują rytualnego, przysparzającego zwierzętom cierpień, rytualnego uboju.
W filmie pojawia się postać czeskiego uczonego, który zajmuje się badaniem owadów. Wygłasza kwestię, w której padają słowa o holokauście. Jakim? Holokauście owadów, który dokonuje się przez wycinanie drzew w lesie. Czy to nie nadużycie znaczenia tego słowa? Radykalnie proekologiczne przesłanie filmu, w którym dobro zwierzęcia stawia się wyżej niż śmierć człowieka, a taki wniosek nasuwa zakończenie filmu, zmierza jednak w stronę kompletnego absurdu.
Tyle tylko, że w tym miejscami surrealistycznym filmie wszystko wydaje się jednowymiarowe. To dziwne, bo w swoich najlepszych dokonaniach reżyserka ważne problemy, w tym również wiary, potrafiła przedstawić w sposób pobudzający do dyskusji.
Komisja oscarowa, która wybrała „Pokot”, kierowała się z pewnością w swoim rozumieniu racjonalnymi argumentami. Nie będę ich przytaczał, bo łatwo je znaleźć w sieci. Są jak najbardziej politycznie poprawne. Ale co to ma wspólnego ze sztuką? I czy rzeczywiście otwiera „nowe horyzonty sztuki filmowej”, jak brzmiało uzasadnienie nagrody dla filmu na festiwalu w Berlinie? Chyba tylko jurorom festiwalu i polskiej komisji oscarowej.
Edward Kabiesz Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.