Udowodnił to europoseł Janusz Lewandowski, udowadniają ci, którzy próbują porównać to, co się w Polsce dzieje, do PRL-owskiej rzeczywistości.
Dawno nie słyszałem tak nieprzyzwoitych i żenujących słów, jak te, które padły z ust Janusza Lewandowskiego o tym, że to, co się dzieje w Syrii nie powinno tak bardzo zaprzątać uwagi opinii międzynarodowej jak wydarzenia w Polsce.
Od co najmniej kilku dni obserwują zagraniczne serwisy. Temat Aleppo nie schodzi z czołówek. Dziś BBC pisze, że bombardowanie ostatniego utrzymywanego przez rebeliantów rejonu miasta zostanie prawdopodobnie uznane za zbrodnię wojenną. Taką opinię wyraził Zeid Raad al-Hussein, komisarz ONZ odpowiedzialny za przestrzeganie praw człowieka. W ostrzeliwanym rejonie - jak podaje BBC - powołując się na syryjskich aktywistów, może pozostawać nawet 50 tysięcy cywili. Ich życie jest zagrożone.
Syria niby daleko, a że bliższa ciału koszula, to pewnie i dlatego europosła bardziej zajmują problemy mu bliższe, ale we wszystkim trzeba umieć zachować umiar. Nawet, a może w tej sytuacji zwłaszcza, w zabieganiu o własne interesy.
Tak, własne! Bo coraz mniej widać w zabiegach wszelkiego rodzaju superbohaterów, obrońców naszej wolności i demokracji, nie tylko jakiejś tam (choćby dobrze zakamuflowanej) troski o dobro Polski, ale nawet elementarnej logiki i refleksji nad otaczającą rzeczywistością.
Zwrócił na to uwagę w czasie debaty europoseł Ryszard Legutko. Przekonywał, że w Polsce nie ma żadnego problemu z wolnością zgromadzeń, a cała debata jest bezpodstawna, stronnicza i niesprawiedliwa.
Z jednej strony dobrze, że został zmieniony jej planowany początkowo skandaliczny termin - 13 grudnia. Ale z drugiej strony, może gdyby odbyła się wczoraj, komuś kazałoby się to zastanowić, czy w ogóle wypada porównywać to, na jakim etapie rozwoju naszego społeczeństwa jesteśmy dziś, z tym, co było 35 lat temu.
Czy w czasach PRL KOD-ziarze i inni im podobni "Janusze" demokracji mogliby chodzić spokojnie po ulicach i wykrzykiwać, co im ślina na język przyniesie? Pojutrze rocznica wydarzeń w katowickiej kopalni "Wujek". Warto w tym kontekście przemyśleć tego typu porównania. Jeśli nie z powodu troski o trzymanie się faktów, to przynajmniej przez szacunek dla tych, którzy w tamtych czasach stracili życie.
Wczoraj w Warszawie spotkały się dwie manifestacje. Jedna KOD-u, druga ich przeciwników. Każdy pokrzyczał to, co chciał i wszyscy wrócili do domów. A 11 listopada już nie pamiętamy? Maszeruje każdy, komu tylko przyjdzie na to ochota, z każdym hasłem, jakie mu w duszy gra.
Z uwagi na pamięć wszystkich represjonowanych w stanie wojennym, w czasach PRL dobrze by było jednak zachować umiar i przynajmniej minimalną trzeźwość myślenia. Niestety, coraz bardziej oburzające zachowania niektórych działaczy pokazują, że czasami opozycja to więcej niż polityczny termin. To stan umysłu, który gdzieś się zatracił i kompletnie nie potrafi już zachować proporcji.
Dzisiejsze wystąpienie Janusza Lewandowskiego także jest tego modelowym przykładem. Choć jeszcze bardziej ekstremalnym. Ten europoseł i jemu podobni pokazał dziś dobitnie, kto tak naprawdę szkodzi Polsce i kompromituje ją na arenie międzynarodowej.
W trakcie dzisiejszej debaty w Parlamencie Europejskim niektórzy zatroskani dyskutanci przekonywali, że Polacy nie głosowali na to, co im się teraz w Polsce serwuje. Zapewniali o swoim troskliwym wsparciu dla nas i postulowali, że być może nadchodzi czas rozważenia wprowadzenia sankcji wobec Polski, by naprawić sytuację w kraju nad Wisłą.
To także jest powód, dla którego warto się zastanowić, czy bardziej szkodliwa dla Polskich obywateli jest obecna władza, czy totalna opozycja, która od Sasa do lasa roztrząsa wewnętrzne problemy naszego państwa, poszukując desperacko sojuszników, którzy pomogliby jej wrócić za utracony ster.
Tylko kto tu tak naprawdę w tej sytuacji walczy z demokracją? Jeśli nam, Polakom, jest/będzie tak źle pod rządami PiS-u, to zweryfikujemy swoją decyzję w następnych wyborach. Póki co sondaże na to nie wskazują, ale do końca kadencji jeszcze daleko.
Jasne, że nie wszystko, co się teraz dzieje w kraju, może się podobać. To wszystko wpłynie na wynik kolejnych wyborów. Tymczasem zdesperowani opozycjoniści próbują udowodnić z uporem godnym lepszej sprawy, że wiedzą lepiej niż on sam, czego chce przeciętny Kowalski. No i kto tu tak naprawdę nie szanuje Kowalskiego wolności i demokracji?