Padał śnieg, choć było 30 stopni Celsjusza. W połowie lipca przy obieraniu ziemniaków śpiewałem kolędy. Wędrowałem po Rzymie, nie ruszając się z Krakowa. Takie rzeczy tylko na „trójce”.
Traktat o obieraniu ziemniaków
Spotkania w grupach. Młodzi dyskutują o Duchu Świętym, który nieustannie ożywia swój Kościół. Rozmawiam z Izą (Katowice) i Angeliką (Siemianowice). – To dopiero trzeci dzień, więc zaczynamy oswajać się ze sobą. Pierwsze dni były o tyle trudne, że niełatwo było nam otworzyć się przed obcymi osobami. Dziś było już łatwiej. Sporo wędrujemy po Krakowie i jest pokusa, by oaza zamieniała się w wycieczkę krajoznawczą. Na szczęście tak się nie dzieje, bo jest sporo chwil, by się pomodlić. Na przykład wieczorami mamy pół godziny adoracji w ciszy.
Nagle do dziewczyn podchodzi „porządkowa”: „Hej, zdecydowałyście się już, które ubikacje dziś myjecie?”. To jest konkret! Adoracja i mycie toalet.
Znad garnków, do których wpadają idealnie obrane ziemniaki, słychać „Wśród nocnej ciszy”. Pamiętam moje oazy. Gdy przy obieraniu ziemniaków zaczęliśmy nucić „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, gaździna z Koniakowa, u której nocowaliśmy, westchnęła: „Ooo, kolędy to ja lubię. Nie mogę się tylko przyzwyczaić, gdy śpiewacie »Wisi na krzyżu«, bo tak jakoś smutno na duszy mi się robi”.
Dziś nie ma mowy o żadnym smutku. Bóg się rodzi, moc truchleje. Zaraz szkoła śpiewu. Korytarze opustoszały. Ciszę przerywa ostry dzwonek domofonu. „Hasło!” – pyta dyżurny. „Czym chata bogata”. „OK. Proszę wejść”.
O 15.50 na rynku pojawia się grupa z flagami. Japończycy przystają i wyciągają aparaty. Większość reakcji jest pozytywnych. Tylko jeden człowiek (elegancka, nienagannie wyprasowana biała koszula) zaczyna krzyczeć w stronę księży: „Co wy robicie tym dzieciakom? Wodę z mózgu?” „Dzieciaki” nie przejmują się tym. Śpiewają: „Wielka radość na Syjonie, król zstępuje z nieba”.
Wierzę w to, że można otoczyć miasto murem błogosławieństwa. Znajduję takie opowieści w Biblii. Gdy 4 czerwca szedłem w deszczu obok London Bridge (kilkanaście minut przed zamachem), kończył się właśnie finał Ligi Mistrzów. Idąc nad Tamizą, czułem ogromną duchową pustkę. Szedłem przez jałową ziemię, za którą niewielu się już modli. Miasto pozbawione było duchowego antywirusa, firewalla. Wierzę w to, że oazowicze spacerujący przez 15 dni po krakowskich ulicach wypraszają dla miasta błogosławieństwo. Właśnie wchodzą do kościółka św. Jana. Klękają przed obrazem Maryi i zaczynają głośno odmawiać dziesiątkę Różańca.
To klasztor sióstr prezentek. „Ludzie często nazywają nas prezydentkami lub prezenterkami” – śmieje się siostra Aurelia. Na co dzień uczy w szkole. Ma świetny kontakt z młodymi. Sam kościół jest pod wezwaniem Świętego Jana, i to jest pierwsza zmyłka. Tak naprawdę jest pod wezwaniem Świętego Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty, a więc powinien nosić wezwania świętych Janów. Obraz, przed którym się modlicie, nosi trzy nazwy: Pani Świętojańskiej, „Matki Bożej od wykupu niewolników”. Trzeci tytuł nadał wizerunkowi biskup Karol Wojtyła, nazywając go Matką Wolności. Widzieliście, jak usytuowany jest nasz kościół? Stoi „w poprzek”, jak gdyby został wrzucony w symetrię uliczek. To znak, że zbudowano go jeszcze przed lokacją miasta.
Przebudzenie
Jutro spotkanie z biskupem Grzegorzem Rysiem, a za kilka dni dwudziestka chłopaków pomaszeruje na spotkanie z Mężczyznami Świętego Józefa. Mają szczęście, bo akurat przylatuje Donald Turbitt, charyzmatyczny nowojorski strażak, założyciel tego ruchu. Będzie prawdziwie męski wieczór. Dziewczyny też będą miały swoje „babskie” spotkanie. Przyjdą do nich cztery młode mamy. To będzie spotkanie z cyklu 100 pytań do… – opowiadają organizatorzy. O tajemnicy Izraela ma opowiedzieć Kazik Barczuk. Nikt w Polsce nie zrobi tego lepiej! Słyszałem go wielokrotnie, a jego opowieści powodowały, że człowiek zaczynał „z automatu” błogosławić naród wybrany.
Przebywam z młodymi od jedenastu godzin. Z roku na rok coraz bardziej zgadzam się z intuicją śp. ks. Petera Hockena, który twierdził, że ruch zainspirowany wizją ks. Blachnickiego był największym przebudzeniem duchowym w powojennej Europie. Ślepo kopiujemy zagraniczne wzorce, mając pod ręką skarb. Najciemniej jest rzeczywiście pod latarnią. Koniec. Ani zdania więcej: właśnie dzwonią na kolację.
Marcin Jakimowicz