Mieszkańcy wsi Lotyń przyszli nam z pomocą jako pierwsi - napisał we wtorek naczelnik harcerzy ZHR hm. Robert Kowalski. Zaznaczył, że dzięki temu dostali najważniejsze, czyli nadzieję, że ktoś nimi się interesuje. Harcerze zorganizują pomoc dla zniszczonej miejscowości.
"Najszybciej dociera grupa z Lotynia, również dzięki wskazówkom mieszkańców, jak ominąć najtrudniejsze przeszkody na leśnych drogach. Znają te łąki i lasy jak własną kieszeń" - opisał noc z 10 na 11 sierpnia br. hm. Robert Kowalski na stronie zhr.pl. To wtedy wichura połamała drzewa, m.in. w obozie harcerskim w lesie pomiędzy wsiami Suszek a Lotyń.
"Po dwóch godzinach czekania w ciemności i chłodzie harcerze dostają coś najważniejszego - otuchę i nadzieję, że ktoś się nimi interesuje, że ktoś zaraz ich stamtąd zabierze" - relacjonował Kowalski. Jak zaznaczył, ratownicy z Lotynia "dowiadują się, że z większością harcerzy wszystko OK. Wszyscy mają jedną myśl: to cud, że prawie wszyscy są w bardzo dobrym stanie".
"Trwają poszukiwania jeszcze jednej osoby" - opisał Kowalski noc z 10 na 11 sierpnia naczelnik harcerzy. Do akcji włączają się mieszkańcy wsi Lotyń. "Zaczynają przeczesywać las na równi z instruktorami. To właśnie ktoś z mieszkańców odnajduje ostatnią osobę. Niestety nie można już jej pomóc" - relacjonuje naczelnik harcerzy.
Jak poinformował Kowalski, do akcji pomocy harcerzom mieszkańcy wsi ruszyli zaraz po wichurach. Na pomoc wyruszyło jedenastu mężczyzn i jedna kobieta. "Pozostali ich żegnają i proszą, aby dawali znać, jak tylko znajdą harcerzy" - relacjonował naczelnik harcerzy. "Grupa przedziera się przez wiatrołomy przez dwie godziny. Normalnie byli w stanie dotrzeć do obozu w ciągu 30 minut" - napisał Kowalski.
"Ekipy ratownicze przedzierają się zarówno od strony Suszka, jak i od strony Lotynia. Ok. godz. 5.30 udaje się udrożnić przejazd dla samochodów terenowych na odcinku: obóz harcerski - Lotyń. Karetki nie są w stanie dotrzeć na miejsce obozu" - opisał naczelnik harcerzy.
Jak relacjonuje "samochodami terenowymi ewakuowani są najpierw poszkodowani, a później pozostali uczestnicy. Wszystkie osoby zdrowe po oględzinach lekarskich oraz krótkiej obserwacji przewożone są do świetlicy wiejskiej w Lotyniu". "Tam mieszkanki czekają już z kanapkami, gorącą herbatą i słodyczami oraz suchymi ubraniami i kocami" - opisuje Kowalski.
"Traktory z przyczepami wywożą od rana wszystko z terenu obozu na skraj wsi i pakują te rzeczy na TIR-a" - relacjonuje. "Przez cały dzień pracują z nimi właściciele traktorów i przyczep rolniczych. Tylko w ten sposób można wywieźć sprzęt z terenu obozu. Część harcerzy, która przyjechała do pomocy w obozie zostaje oddelegowana do pracy we wsi i usuwaniu skutków huraganu" - napisał naczelnik.
Jak zaznaczył Robert Kowalski, harcerze chcą "odwdzięczyć się za ogrom dobra, które otrzymali". Potrzebne są przemysłowe agregaty prądotwórcze o mocy większej niż 10 kW, do obsługi m.in. dojarni i chłodni (prądu może nie być 2-3 tygodnie). Możliwość wypożyczenia ich można zgłaszać poprzez e-maila: rzecznik@zhr.pl lub bezpośrednio w Lotyniu u sołtysa.
Gwałtowne burze, a miejscami nawet trąby powietrzne, przeszły przez Pomorze w nocy z piątku na sobotę. Wskutek nawałnic śmierć poniosło w Pomorskiem 5 osób, w tym dwie nastolatki, które przebywały na obozie harcerskim w okolicach miejscowości Suszek. Ponad 50 osób, w tym 38 uczestników obozu w Suszku, doznało też różnego rodzaju obrażeń.