Uroczystość Wniebowzięcia Maryi przypomina, że niebo jest naszym celem, a nie grób.
Ktoś powiedział o innym ktosiu, że mieszkał naprzeciw cmentarza, a teraz mieszka naprzeciw swojego domu. Nie jest to całkiem zgodne z prawdą, bo na cmentarzu żaden zmarły naprawdę nie mieszka. My jednak, śmiertelnicy, tak mamy, że jak czegoś nie możemy dotknąć albo chociaż zobaczyć, to nie bardzo w to wierzymy. Dlatego bardziej przemawia do nas grób niż życie pozagrobowe. Śmierć fizyczna kojarzy się nam nie tyle z progiem do przekroczenia, ile z miejscem docelowym. Choć teoretycznie wiemy, że nie człowiek leży w grobie, lecz jego martwe ciało, to jednak trudno pozbyć się myślenia: a czy mi tam za zimno nie będzie, a czy nie za mokro, a czy nie za ciemno albo czy nie za duszno. Całkiem jak w dowcipie o lekarzu, któremu umarła ta słynna baba, co do niego przez wiele lat przychodziła. Lekarz wybrał się na jej grób. Stoi tam i słyszy: „Panie doktorze, ma pan coś na robaki?”.
Cóż – cielesność to jedyny znany nam sposób istnienia. Mało tego – to sposób istnienia dla nas wybrany i przeznaczony. Oderwanie się duszy od ciała, które następuje w chwili śmierci, jest czymś nienormalnym. To nie tak miało być. To konsekwencja grzechu pierworodnego, który sprowadził na nas konieczność rozstania się z ciałem.
Bóg jednak poradził sobie z naszym grzechem, poradzi sobie też z naszą cielesnością, która zostanie w niebie odnowiona w sposób niewyobrażalnie wspaniały. Jakie będą właściwości tego ciała? Coś chyba mówi o tym Ewangelia, opisując spotkania uczniów z Jezusem po zmartwychwstaniu. Jezus ma ciało dotykalne, o czym przekonał się Tomasz, ale też niepodlegające ograniczeniom. Zamknięte drzwi nie stanowiły dla Niego problemu, podobnie jak i przestrzeń. Jezus jadł z uczniami, ale też znikał i pojawiał się gdzie chciał. A pojawiając się, nie zawsze był poznawany. Nie poznała Go w pierwszej chwili Maria Magdalena, biorąc Go za ogrodnika, nie poznali Go uczniowie idący do Emaus. Krótko mówiąc: pełna wolność.
Pewnie to też jakaś słaba zapowiedź tego, co będzie i z tymi, którzy umierają w Chrystusie. Wierzymy przecież w ciała zmartwychwstanie. I wierzymy, że to, co będzie ze zbawionymi, przekracza jakiekolwiek możliwości naszego ziemskiego pojmowania. Dlatego apostoł mówi tylko, że tam „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało…”.
Zanim to jednak nastąpi, musimy doświadczyć bólu oderwania duszy od ciała. Świadomość tej konieczności sprawia, że mówiąc „nieboszczyk”, nie zwracamy uwagi na pierwszy człon tego słowa. Trudno myśleć o niebie, gdy się widzi martwe ciało, zazwyczaj o niezdrowej cerze i w ogóle jakieś takie sztywne. A jednak to od nieba wzięło się słowo „nieboszczyk”. Warto sobie to uświadomić, że nie o trupa tu chodzi, tylko o człowieka, co do którego mamy nadzieję, że jest zbawiony. O całego człowieka chodzi, a nie tylko o jego duszę i nie tylko ciało.
Maryja została wzięta do nieba z duszą i ciałem. Jako Matka Zbawiciela, jako Kobieta, jako Dziewica. Konkretna, realna, prawdziwa. Pełny człowiek, którym była już na ziemi. Uroczystość Wniebowzięcia Maryi przypomina, że niebo jest naszym celem, a nie grób.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.