W naszym wakacyjnym cyklu „Życie na wyspie” nie mogło zabraknąć Lampedusy. Zrobiło się o niej głośno za sprawą masowego napływu imigrantów, którzy docierali do niej z wybrzeża Libii.
Jej znaczenie podkreślił papież Franciszek, który udał się na tę wyspę z pierwszą pielgrzymką po swoim wyborze na Stolicę Piotrową. Zarówno o Lampedusie, jak i o wcześniej opisanych wyspach – Owczych, Sark czy Lofotach na dalekiej północy – można powiedzieć, że są one rajem na ziemi. Tyle tylko, że inaczej ten raj rozumieją turyści z Europy, a inaczej imigranci z Afryki czy z krajów Bliskiego Wschodu. Pierwsi przyjeżdżają, by się opalać i kąpać w morzu, drudzy – by szukać lepszego życia w Europie. Jedno łączy obie grupy – nikt nie chce tam zostać na stałe. Tak to już bywa z rajem na ziemi – nigdy nie jest doskonały. Turyści wracają do domu, a emigranci próbują dostać się dalej na północ – do Francji, Niemiec czy Szwecji. Na razie, jak udało nam się przekonać na miejscu, mieszkańcy wyspy nie narzekają zbytnio na przybyszów z Afryki (więcej na ss. 68–73). Może dlatego, że jest ich mniej. W ostatnich tygodniach rząd włoski energiczniej zabrał się za rozwiązanie emigracyjnego problemu. Przy okazji coraz bardziej wychodzą na wierzch przestępcze działania przemytników ludzi (więcej na ss. 48–49).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.