Po decyzji prezydenta o zawetowaniu dwóch ustaw, mamy podstawy uważać, że dzieje się dobrze – po Bożemu.
W minioną środę przed południem rozpoczęliśmy na serwisie gosc.pl akcję „Adoptuj posła. Spuszczamy powietrze z polityków”. Chodziło o „adopcję” konkretnego polityka, przydzielonego losowo osobie deklarującej, że będzie się za niego codziennie modliła. Inicjatywa spotkała się z nadzwyczajnym przyjęciem. Do wieczora liczba modlących się szła już w tysiące. Równocześnie w komentarzach w sieci pojawiły się ironiczne stwierdzenia typu: „Modlicie się i jakoś nie widać efektów”. Pewnie ich autorzy mieli na myśli karczemną awanturę, jaka rozgorzała wieczorem w komisji sejmowej, w tym słowa Jarosława Kaczyńskiego, który nazwał oponentów kanaliami i stwierdził, że zamordowali jego brata.
Zdaniem takich osób modlitwa jest mówieniem Panu Bogu, co ma robić i kiedy ma to robić – czyli że natychmiast. Napięta sytuacja miała się więc rozwiązać natychmiast po rozpoczęciu modlitw, i to zgodnie z nakreślonym scenariuszem.
Jeśli ktoś tak widzi modlitwę, to pomylił jej adresata. Bóg ma dla nas dużo lepsze rzeczy niż prosimy i sam wie, co powinno się zdarzyć. I o to się modlimy – żeby było dobrze. Żeby się sytuacja ułożyła właściwie, po Bożemu, a nie po ludzkiemu. Bo po ludzkiemu jest płasko i krótkowzrocznie, małodusznie i egoistycznie. W gruncie rzeczy więc dobra modlitwa jest deklaracją: „Boże, ufam Ci, rób w naszym życiu to, co trzeba”.
I właśnie to mówimy, modląc się za polityków: „Niech się stanie wola Twoja”, a nie: „Niech się wszyscy wreszcie przymkną i zrealizują wolę prezesa”. Lub w wersji dla zwolenników opozycji: „Niech po PiS pozostanie jedynie kot prezesa”.
Jeśli się ludzie szczerze modlą, dzieje się to, co dziać się powinno, niezależnie od oczekiwań, jakie mają modlący się. Zwłaszcza, gdy modlą się przełamując swoje uprzedzenia do konkretnych ludzi, za których swoje modlitwy zanoszą.
Nie wiemy, oczywiście, jak potoczy się sytuacja w Polsce po decyzji prezydenta o zawetowaniu dwóch ustaw, na jakich zależało PiS, ale mamy podstawy uważać, że dzieje się dobrze – właśnie po Bożemu. A że nie po myśli Jarosława Kaczyńskiego? No to co z tego? Jarosław Kaczyński (podobnie jak liderzy opozycji) nie jest, na szczęście, Bogiem i obecne fiasko jego pomysłu na Polskę nie jest fiaskiem Bożych planów.
Słuchając wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy, miałem silniejsze niż kiedykolwiek poczucie, że przemawia człowiek sumienia, dla którego dobro państwa jest ważniejsze od kolejnej kadencji. I myślę, że to jest jedna z odpowiedzi na nasze modlitwy. A przyjdą następne. Trzeba się tylko, jak mówi Ewangelia, „modlić, a nie ustawać” (Łk 18,1).
Dlatego nie zdejmujemy ze strony gosc.pl okna „Spuszczamy powietrze z polityków”. I modlimy się dalej. A nasze modlitwy dobrze będzie jeszcze wzmocnić modlitwą za prezydenta. Bo to Bóg ma najlepszy pomysł na Polskę – nie politycy.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.