Szef niemieckiego związku zawodowego policjantów (DPolG) Rainer Wendt ostro skrytykował w sobotę władze Hamburga, zarzucając rządzącym tym krajem związkowym SPD i Zielonym tolerowanie lewicowych ekstremistów. Do krytyki przyłączyła się opozycyjna CDU.
"Zagrożenie ze strony przestępczego środowiska lewicowego, skupionego w okolicach (dzielnicy) Schanzenviertel, jest od lat bagatelizowane, a teraz doszło do eksplozji przemocy. Rachunek za błędną politykę musieli zapłacić policjanci, bo to na ich plecach rozegrał się ten spór" - powiedział Wendt stacji telewizyjnej N24.
W nocy z piątku na sobotę w Schanzenviertel doszło do wielogodzinnych zamieszek. Policja opanowała sytuację dopiero po skierowaniu przeciwko awanturnikom jednostki antyterrorystycznej.
Związkowiec przypomniał, że burmistrz Hamburga, polityk SPD Olaf Scholz, porównywał szczyt G20 do festynu z okazji rocznicy portu w Hamburgu i twierdził, że mieszkańcy "nawet nie zauważą, że szczyt się odbył".
"Jeżeli ktoś błędnie ocenił sytuację, to było to polityczne kierownictwo tego miasta i ono musi się z tego wytłumaczyć" - powiedział Wendt.
"Nie wolno tolerować tego lewicowego środowiska i wierzyć, że nic złego się nie stanie. A potem odpowiedzialność zrzuca się policję. Tak nie można" - mówił związkowiec.
Wendt powiedział, że policja powinna pozostać w dzielnicy, z której w nocy z piątku na sobotę usunęła ekstremistów, by nie dopuścić do powrotu "lewicowych terrorystów".
Lider opozycji w Hamburgu Andre Trepoll z CDU powiedział, że władze całkowicie przeliczyły się w ocenie zagrożeń. "Dlaczego SPD i Zieloni tylko uśmiechali się, gdy ostrzegaliśmy przed zagrożeniami? Wielu ludzi zostało niepotrzebnie narażonych na obrażenia" - powiedział polityk. Jego zdaniem burmistrz Hamburga "zajmował się polityką światową, podczas gdy policjanci, pozostawieni samym sobie, nadstawiali karku".
Rzecznik lewicowego ośrodka kultury "Rote Flora" Andreas Blechschmidt zdystansował się od ekscesów. Jego zdaniem wydarzenia "wymknęły się spod kontroli". Zamieszki uliczne były z politycznego i merytorycznego punktu widzenia błędem - powiedział lewicowy aktywista telewizji NDR. Podkreślił, że przywódcy G20 odpowiedzialni są za wojny i głód na świecie. "Rote Flora" jest symbolem lewicowej obecności w Hamburgu.
Hamburg jest jednym z 16 niemieckich krajów związkowych tworzących Republikę Federalną Niemiec. Ma własny rząd oraz szerokie uprawnienia dotyczące bezpieczeństwa.