Jesteśmy pokoleniem duchowo osieroconym, zabieganym. Czy to źle, że szukamy na modlitwie oddechu, odpoczynku? Często uzależniamy „owocność” modlitwy od emocji, które nam towarzyszyły. To ślepa uliczka? Jakie znaczenie mają emocje, które odczuwamy na modlitwie.
Wiele razy słyszałem, że w czasie uwielbienia otwiera się nad nami niebo. To nieprawda. Ono jest otwarte nieustannie. 24/7. Bóg nie spuszcza z nas oka. Nasze uwielbienie nie dodaje Bogu ani grama chwały. Jeśli przestaniemy Go wychwalać, zaczną to robić kamienie. Albo trzody. Cała przyroda, natura oddaje Mu chwałę nieustannie. Drzewa, wiatr, zwierzęta, szczyty Tatr. „W Jego pałacu wszystko woła: »chwała«” (Ps 29,9).
Jeden z najpiękniejszych biblijnych hymnów uwielbienia powstał w… piecu. Czyli w sytuacji, która obiektywnie jest ostatnim miejscem, w którym można uwielbiać Najwyższego. Nie kojarzy się z emocjonalnym „fruwaniem pod sufitem”. Gdyby trzej młodzieńcy byli Polakami, zaczęliby pewnie śpiewać naszą narodową przyśpiewkę „tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro”, a zamiast kantyku Nabuchodonozor i jego świta musieliby wysłuchać listy skarg i zażaleń. Skazańcy wychwalali Boga w najbardziej absurdalnym miejscu, jakie możemy sobie wyobrazić. W środku ognia. W ich kantyku „synowie ludzcy” są wymienieni na 26. miejscu tej wyliczanki (i to licząc zbitki „rosy i szrony” czy „błyskawice i chmury” jako pojedyncze puzzle!). Tuż za… trzodami. Tak, drodzy państwo, wyprzedzają nas trzody. Uwielbienie jest stylem życia, nie emocją, która towarzyszy graniu i śpiewaniu w czasie spotkania wspólnoty.
Sztuczne pompowanie
Zazwyczaj jako wzór modlitwy uwielbienia (taka wspólnotowa miara skopiowana z Sèvres pod Paryżem) podaje się przykład króla Dawida, który rozebrał się i tańczył przed Arką („wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pańską, wśród radosnych okrzyków i grania na rogach”). To prawda. Raz tańczył. Ale to nie jest cała prawda o jego uwielbieniu. Ile razy leżał na posadzce i płakał? Ile razy krzyczał: „Z głębokości wołam do ciebie”? I co? To nie była szczera modlitwa?
Czy emocje, które odczuwamy na modlitwie, są ważne? Czy mówią coś o tym, czy podoba się ona Bogu? Z jednej strony słyszymy, by w czasie modlitwy nie skupiać się na odczuciach, a z drugiej czytamy, że biblijni autorzy, pisząc o oddawaniu chwały Bogu, używali często hebrajskich zwrotów: halal (świętować, hałaśliwie uwielbiać) i tehillah (głośno, z mocą wyśpiewywać). A nie da się tego robić bez emocji… Wystarczy zerknąć, jak entuzjastycznie świętują Żydzi. Jak pogodzić te skrajności?
– Uczucia i emocje na modlitwie nie mówią nic o Bogu ani o samej modlitwie. One mówią o nas – wyjaśnia s. Bogna Młynarz ze zgromadzania Duszy Chrystusowej, doktor teologii duchowości. – Najpierw trzeba trochę uporządkować nasze myślenie o uczuciach. Emocje towarzyszą nam zawsze. A więc także na modlitwie. W każdej chwili coś czujemy. Problem w tym, że mamy sprecyzowane zapotrzebowanie na konkretne uczucia: pragnę czuć pokój, błogość, radość… A tego nie da się wyprodukować. Nad uczuciami nie mamy takiej władzy. Można je próbować sprowokować, rozbudzać, ale sami czujemy, że to trochę sztuczne pompowanie. Myślę więc, że zamiast „tworzyć emocje”, warto zauważyć te, które już mamy na modlitwie.
Marcin Jakimowicz