Komuniści potrzebowali aż 16 lat, żeby go pojmać. Major Andrzej Kiszka „Dąb” był najdłużej ukrywającym się żołnierzem podziemia niepodległościowego.
Za dużo wiedziałem, dlatego chcieli mnie złapać, ale długo nie potrafili. Masa takich jak ja było już aresztowanych, ja byłem ostatni – opowiadał Andrzej Kiszka w filmie dokumentalnym „Człowiek z bunkra”. Patrząc na starszego, schorowanego mężczyznę, trudno uwierzyć, że to ta sama osoba, która przez 10 lat zdołała przetrwać w leśnej ziemiance, wypełnionej amunicją i skromnymi zapasami żywności. Na jego twarzy maluje się jednak ten sam spokój, który można zauważyć na zdjęciu wykonanym podczas aresztowania. Z lekko zmarszczonymi brwiami i dumnie podniesioną głową patrzy prosto w obiektyw, jakby chciał pokazać, że historia kiedyś przyzna mu rację. – To nie była wolna Polska, tylko kłamstwo i podstępy. Na tym była oparta tamta władza – mówił po latach. Nigdy nie miał wątpliwości, że z wrogiem trzeba walczyć, dlatego najpierw przeciwstawiał się niemieckiemu okupantowi, a później komunistom. Zapłacił za to wysoką cenę, na 10 lat trafiając do więzienia. Miał jednak szczęście, że uniknął najostrzejszych procesów pokazowych, podczas których walczących o niepodległość żołnierzy niezłomnych nazywano zbirami Hitlera, a organizacje, do których należeli, kułacko-faszystowskimi bandami. Część z nich została skazana na karę śmierci, inni na dożywocie. Wielu żołnierzy podziemia niepodległościowego zginęło także w trakcie walk z Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zanim jednak stracili życie, zdążyli napsuć krwi funkcjonariuszom komunistycznego reżimu. Major Kiszka także nie dawał spokoju nowej władzy. Jak potoczyły się losy jednego z ok. 150 tys. żołnierzy niezłomnych?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.