Przez wiele lat dla jednych była dowodem na istnienie obcej cywilizacji, a dla innych – po prostu jedną z wielu niewyjaśnionych zagadek. Sekwencja liter i cyfr zwana sygnałem „Wow” została rozszyfrowana.
W 1960 roku znany amerykański astrofizyk, prof. Frank Drake z Uniwersytetu Cornella, rozpoczął pierwsze profesjonalne próby skontaktowania się z obcymi cywilizacjami. W zasadzie nie chodziło o wysyłanie sygnałów (to nastąpiło później), tylko o ich odczytywanie. Projekt badawczy nosił nazwę Ozma i polegał na nasłuchiwaniu fal radiowych o długości 21 centymetrów, czyli dokładnie takich, jakich źródłem były atomy wodoru. Przez kolejne lata radioteleskopy (ogromne anteny przypominające anteny do odbioru telewizji satelitarnej) kierowano na kolejne obszary nieba, ale niczego nie udało się zarejestrować. A w zasadzie, chcąc być ścisłym, rejestrowano całkiem sporo, tyle tylko, że w tych sygnałach nie znajdowano żadnego „inteligentnego”. Niczego, co mogłoby pochodzić od obcych cywilizacji. 17 lat po uruchomieniu programu nasłuchu stało się jednak coś, co przez kolejnych 40 lat jednych trzymało w napięciu, a innych w zaciekawieniu. W połowie sierpnia 1977 roku jeden z teleskopów biorących udział w nasłuchu zarejestrował sygnał, który idealnie pasował do wyobrażenia sygnału generowanego przez inteligentnych obcych. Człowiek, który ten ślad zaobserwował (Jerry Ehman), na kartce z wydrukiem zakreślił sygnał i napisał dużymi literami „wow!” (czyli nasze „łał!”). Stąd nazwa: „sygnał Wow!”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek