Kanclerz Kohl stworzył obecną Europę.
W komentarzach po śmierci kanclerza Helmuta Kohla w lewicowych i liberalnych mediach podkreśla się, że był postacią przeciętną i pozbawioną charyzmy. Ot, przyzwoity człowiek, który miał szczęście, że żył w epoce Gorbaczowa, co pozwoliło mu na dokonanie zjednoczenia Niemiec. To pogląd bardzo niesprawiedliwy. Odbiera zasługi Kohla w dziele stworzenia Europy, jaką mamy obecnie. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że przejmując władzę w 1982 r. odszedł od Ostpolitik niemieckie socjaldemokracji, która w latach 70. odrzuciła perspektywę zjednoczenia Niemiec. Czołowi politycy SPD pogodzili się z istnieniem NRD, a nawet za pomocą różnych subwencji podtrzymywali przy życiu ten pokraczny i niehumanitarny twór. Kohl, podobnie jak niegdyś Adenauer, twardo postawił na sojusz z Ameryką. Wbrew protestom lewaków zezwolił na zainstalowanie w RFN amerykańskich rakiet średniego zasięgu. Było to odpowiedzią na umieszczenie w Europie Wschodniej sowieckich rakiet nuklearnych typu SS 20. Umożliwiło to Zachodowi utrzymanie kruchej równowago strategicznej w rywalizacji z Blokiem Wschodnim.
Wobec „Solidarności” był ostrożny, ale jego administracja wsparła akcję wysyłania tysięcy paczek z pomocą do Polski, co w stanie wojennym miało nie tylko wymiar humanitarny, ale także było oznaką solidarności z Polakami. Dyskretnie wspierał enerdowską opozycję. Z kwestii swobody podróżowania oraz łączenia rodzin, jego administracja uczyniła jeden z kluczowych elementów nacisku na enerdowską elitę polityczną. Było to działanie skuteczne. Właśnie pod hasłami prawa do wyjazdu, jesienią 1989 r. wyszły na ulice miast NRD tysiące demonstrantów. Później ten ruch przekształcił się w ogromne demonstracje przeciwko reżimowi. Kohl błyskawicznie zareagował na informację o upadku Muru Berlińskiego. Przerwał wizytę w Polsce, aby spotkać się z rodakami w Berlinie i natychmiast przygotował plan zjednoczenia Niemiec. Nie wzbudził on entuzjazmu w jego środowisku politycznym, a otwarcie zjednoczeniu obu państw niemieckich sprzeciwiała się lewica, w tym jej ideowy lider, ulubieniec mediów, były kanclerz Willy Brandt. Później Kohl wykazał się sprytem i konsekwencją w rozmowach z Gorbaczowem, skłaniając go pomimo oporu sowieckiego kompleksu wojennego do wyprowadzenia wojsk z NRD. Budżet niemiecki wiele to kosztowało, ale bez tego zjednoczenie Niemiec nie byłoby możliwe. Miało to ogromne konsekwencje także dla nas i całej Europy Wschodniej. Gdyby sowieckie garnizony pozostały we Wschodnich Niemczech, znacznie trudniej byłoby rozwiązać Układ Warszawski i skłonić Moskwę do wycofania wojsk z Polski, Czechosłowacji oraz Węgier. Prawdopodobnie inaczej potoczyłaby się także historia Związku Sowieckiego. W wielu związkowych republikach wycofanie wojsk z Europy Wschodniej odczytano jako oznakę zwijania się imperium i szansę wybicia się na niepodległość.
Przez Polaków Kohl był przyjmowany życzliwie, a pojednanie z Polską uczynił ważną częścią swego programu politycznego. Dzisiaj już o tym się nie pamięta, ale w 1989 r. także w środowiskach niemieckiej chadecji mówiło się o możliwości rewizji granic z Polską oraz autonomii kulturalnej dla Niemców żyjących w Polsce. Kohl bezdyskusyjnie przerwał te dyskusje. Uznał granicę na Odrze i Nysie, dokonał także konwersji długów zaciągniętych przez Gierka na budżet fundacji polsko-niemieckiej, która w Polsce realizowała projekty istotne dla naszego sąsiedztwa oraz dobrych relacji. Był zwolennikiem przyjęcia Polski do Unii Europejskiej i NATO, co uważał za warunek niezbędny dla realizacji projektu jedności Europy. Kiedy wreszcie przegrał wybory, m.in. po ujawnieniu afery z nielegalnym finansowaniem swojej partii, wziął całą odpowiedzialność na siebie. Został poddany potężnemu ostracyzmowi przez niechętne mu media i nielojalnych kolegów, udających że wcześniej o niczym nie wiedzieli. Dzisiaj wiadomo, że z praktyki nielegalnych subwencji korzystały także inne partie polityczne, ale rachunek za to wystawiono tylko Kohlowi.
Warto także podkreślić, że kanclerz Kohl był chadekiem ze starej szkoły, dla którego chrześcijaństwo w nazwie partii stanowiło nie tylko element tradycji, ale zobowiązanie do przestrzegania podstawowych pryncypiów i zasad w polityce. Dlatego konsekwentnie sprzeciwiał się wszelkim projektom rewolucji obyczajowej, czy osłabienia prawnej ochrony ludzkiego życia, jakie próbowała wnosić niemiecka lewica. Żywił wielki szacunek dla Jana Pawła II, a ich wspólny przemarsz pod Bramą Brandenburską w czerwcu 1996 r. stał się symbolicznym zakończeniem zimnej wojny. Historyczne zasługi Kohla, Jan Paweł II ujął wówczas następująco: „Panie kanclerzu federalny, cieszę się z pana obecności tutaj. Jest pan budowniczym odzyskanej jedności pańskiego narodu. Wykorzystał pan historyczną szansę, by zatroszczyć się o wolność siedemnastu milionów rodaków i dokonać zjednoczenia narodu niemieckiego. Odważył się pan zażądać od mieszkańców swojego kraju niemałych ofiar w imię jedności i wolności. Niech Bóg da panu i pana niemieckiej ojczyźnie zdolność doprowadzenia tego dzieła do końca”. Warto te słowa przypomnieć, kiedy żegnamy człowieka, który pozytywnie wpłynął na bieg spraw publicznych w Europie.
Andrzej Grajewski W redakcji „Gościa Niedzielnego” pracuje od czerwca 1981 r. Dziennikarz działu „Świat”. Doktor nauk politycznych, historyk. Autor wielu publikacji prasowych i książek – m.in. „Wygnanie” oraz „Agca nie był sam: wokół udziału komunistycznych służb specjalnych w zamachu na Jana Pawła II”.