Wielka Brytania stała się kolejną ofiarą terrorystów, i to w bardzo szerokim wymiarze.
13 lat temu Jose Maria Aznar pewnie szedł po trzecią kadencję w fotelu premiera Hiszpanii. Na 3 dni przed wyborami terroryści zabili w Madrycie prawie 200 osób. Ten zamach wpłynął bardzo mocno na hiszpańską politykę. Wybory wygrali wtedy socjaliści. Rząd Jose Zapatero wyprowadził wojska hiszpańskie z Iraku, wycofał uwagi wobec Traktatu Lizbońskiego i wprowadził lewicową rewolucję w swoim kraju. Pod jego rządami Hiszpania z pozycji europejskiego prymusa gospodarczego stoczyła się na pozycję pogrążonego przez lata w kryzysie kraju, w którym połowa młodych ludzi nie ma pracy i któremu grozi poważny kryzys polityczny w wyniku niepodległościowych dążeń Katalonii.
W tym roku po umocnienie władzy pewnie szła Theresa May. 22 maja w zamachu w Manchesterze zginęły 22 osoby. 3 czerwca w wyniku zamachów w Londynie zginęło 11 osób. 6 dni później brytyjscy konserwatyści stracili większość w parlamencie. Brexit negocjował będzie najprawdopodobniej mniejszościowy rząd zależny od niewielkich partii. Zamachy nie musiały mieć kluczowego znaczenia w wyborach. Rządzący zaczęli wcześniej tracić poparcie. Ale tuż przed głosowaniem Brytyjczycy zaczęli sobie zadawać pytania o cięcia w budżecie policji, które premier May wprowadzała jeszcze jako minister spraw wewnętrznych.
We wrześniu o czwartą kadencję będzie walczyć Angela Merkel. Jeszcze rok temu niemieckie wybory miały być tylko formalnością. Wszystko zmienił kryzys migracyjny. Pozycję CDU mocno podkopała rosnąca popularność antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec. Na nastroje Niemców nie mogły nie wpłynąć zamachy terrorystyczne w Paryżu i Brukseli. Różnice między CDU a SPD nie są duże. Jeśli islamistycznym terrorystom, nie daj Boże, udałoby się przeprowadzić zamach tuż przed wyborami, do władzy mógłby dojść Martin Schulz, i wprowadzić Niemcy na tory kryzysu i podziału, na jakie wepchnął Hiszpanię premier Zapatero.
Przerażająca jest wizja, że terroryści mogą wpływać na przyszłość Europy. Ale tak niestety wygląda rzeczywistość. Po każdym zamachu Europa, zamiast zewrzeć szeregi w walce z radykalnym islamizmem, maluje chodniki kredą, tatuuje sobie pszczółki i ustami oraz twittami swoich przywódców, zapewnia, że sercem i myślami jest w kolejnych miastach, ofiarach zamachów. Nic więc dziwnego, że wielu Europejczyków (w tym muzułmanów), zaczyna mieć dość takiej Europy.