Donald Trump upominający się na spotkaniu przywódców NATO o większe nakłady na zbrojenia ze strony państw członkowskich daje dowód poważnego traktowania zagrożenia ze strony Rosji - uważa Przemysław Żurawski vel Grajewski, prof. Uniwersytetu Łódzkiego.
Ekspert ds. obronności ocenił w rozmowie z PAP, że czwartkowe wystąpienie prezydenta USA świadczy o "bardzo pożądanym, optymistycznym rozwoju wydarzeń" - także z polskiej perspektywy. Zauważył, że Trump ani słowem nie wspomniał o rzekomej przestarzałości NATO, co miało miejsce w trakcie kampanii wyborczej.
"Prezydent USA, wiodącego mocarstwa, naciskający na zwiększenie wydatków ze strony sojuszników europejskich jest jak najbardziej w interesie Polski. Nam zależy przecież na tym, żeby nasi sojusznicy byli wojskowo wydolni, a bez pieniędzy tego się osiągnąć nie da. Na dodatek promuje to Polskę jako jedno z nielicznych państw członkowskich NATO w Europie, które osiągnęły pułap 2 proc. PKB na obronność" - powiedział.
Jak dodał, fakt, że wśród państw sojuszu, które łożą na obronę przynajmniej 2 proc. PKB znajdują się dwa państwa wschodniej flanki NATO, a kolejne zadeklarowały wolę szybkiego dojścia do tego pułapu "jest jednocześnie wiarygodnym sygnałem politycznym, wysłanym nie tylko do administracji Trumpa".
"To jest włożenie do ręki tej administracji instrumentu komunikowania się z własnym elektoratem, któremu prezydent może powiedzieć: zagrożenie jest realne, bo ci sami zagrożeni traktują je w sposób poważny. Poświadczają powagę sytuacji własnymi nakładami finansowymi, a nie proszą, by ich bezpieczeństwo było finansowane przez podatników amerykańskich" - powiedział Żurawski vel Grajewski.
Ekspert podkreślił, że z wypowiedzi Trumpa wynika, że za główne wyzwanie uważa się zagrożenie rosyjskie.
"Myślę, że wszyscy się zgodzimy, że terroryści i Państwo Islamskie nie stanowią zagrożenia wojskowego tej skali, która wymagałaby od państw członkowskich NATO zwiększenia wydatków do poziomu 2 proc. PKB na obronność. Potęga militarna islamistów na Bliskim Wschodzie nijak ma się do potencjału NATO - gdyby była decyzja o jego użyciu. Zbroić się należy wobec zagrożenia rosyjskiego - to jest realne, wymagające dodatkowych nakładów zagrożenie wojskowe" - powiedział.
Część ekspertów amerykańskich i europejskich krytykowało Trumpa za brak jego publicznej deklaracji w sprawie stosunku USA do artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, dotyczącego reakcji wszystkich państw NATO na atak na któreś państwo członkowskie.
Przemysław Żurawski vel Grajewski powiedział, że komentarze takie są "elementem wojny propagandowej". "Jest ona prowadzona przeciwko NATO przez Rosję z towarzyszeniem +działalności usługowej+ pożytecznych idiotów" - dodał.
"USA to poważne państwo. Jego elity, a miałem okazję spotkać się w ostatnich miesiącach z kilkudziesięcioma przedstawicielami tamtejszych środowisk eksperckich, doskonale rozumieją, że wiarygodność sojusznicza Stanów Zjednoczonych zniszczona w jednym punkcie będzie podważana we wszystkich innych punktach. Porzucenie np. Estonii, Litwy, Polski czy Rumunii będzie skutkowało zniszczeniem wiarygodności odstraszania w przypadku Tajwanu, Korei Południowej czy Japonii" - powiedział.
Wyjaśnił, że doprowadziłoby to do "prowokowania testowania, gdzie gwarancje amerykańskie są poważne, a gdzie pozorne" przez wrogów USA na całym świecie.
"Trump to nie jest car-samodzierżca. USA są stabilną, zrównoważoną demokracją i - szczególnie w wymiarze bezpieczeństwa - mocno się pilnującą. Powtarzanie przy każdej okazji: +artykuł piąty+ jest może miłe medialne, ale to, co przekonuje nas o rosnącej wiarygodności gwarancji amerykańskich to decyzje prezydenta o zwiększeniu ilości wojsk amerykańskich w ogóle, o przedłużeniu ich obecności w Europie Środkowej poza rok 2018 i o zwiększeniu finansowania zbrojeń" - powiedział.
"Prezydent, który podnosi wydatki zbrojeniowe, podnosi liczebność armii amerykańskiej i naciska na sojuszników aby sami robili to samo, to nie jest prezydent, który może być poważnie oskarżany o wolę porzucenia sojuszników NATO" - dodał Żurawski vel Grajewski.