Zaprawdę wspaniały zamysł Lucasa był, by widzów do historii tej zaprosić - mógłby powiedzieć mistrz Yoda.
Była wiosna 1977 r.George Lucas miał raczej smętny nastrój. Po pokazie pierwszej części "Gwiezdnych wojen", jaki urządził dla swoich znajomych z Hollywood (w tym Stevena Spielberga), wszystko wskazywało na to, że jego najnowszy film, z którym wiązał ogromne nadzieje (a może "nową nadzieję"?) w najlepszym wypadku okaże się przeciętniakiem. W każdym razie przyjaciele filmowcy przyjęli produkcję chłodno. Ten, który jako pierwszy czytał scenariusz - nie zrozumiał z niego kompletnie nic. To Lucasa mocno zabolało, bo historia, która rozgrywa się "dawno, dawno temu, w odległej galaktyce" była jego autorską opowieścią, z którą obszedł wiele wytwórni filmowych. Pisząc scenariusz, inspiracji szukał przede wszystkim w komiksach, ale czerpał również z Tolkienowskiego "Władcy Pierścieni", który od dwudziestu lat podbijał amerykańskie kampusy akademickie. Premiera "Gwiezdnych wojen" była zaplanowana na 25 maja. Był to dzień sądny, zdaniem fachowców od kina miał to być prawdziwy dies irae - dzień gniewu. I gniew rzeczywiście zapanował, ale w umysłach szefów tych wytwórni, które odesłały Lucasa z kwitkiem. Zmarnowały szansę na produkcję jednego z największych hitów w historii kina. "Gwiezdne wojny" Lucas stworzył wspólnie z 20th Century Fox.
Wcześniej, gdy znalazła się wytwórnia, prace wcale nie szły jak po maśle. Niełatwym zadaniem było skompletowanie aktorów. Najtrudniej było znaleźć Hana Solo. W zamyśle reżysera miał to być prosty, sentymentalny i zarozumiały kowboj w gwiezdnym statku. Ostatecznie angaż dostał Harrison Ford, choć pierwotnie ani aktor, ani reżyser nie chcieli ze sobą współpracować. Do porozumienia doszło dzięki uporowi jednego z przyjaciół Lucasa, który posłużył się fortelem - zaangażował Forda, z zawodu stolarza, do wykonania wejścia do jego firmy, w której Lucas często bywał. Czy dziś ktokolwiek potrafi sobie wyobrazić, by rolę Hana odgrywał ktoś inny?
Także praca na planie zdjęciowym nie układała się doskonale. Podczas zdjęć w Tunezji życie ekipie filmowej utrudniały burze piaskowe, aktorów odgrywających rolę R2-D2 i C-3PO systematycznie raniły blaszane elementy kostiumu, a pirotechnicy niechcący... wysadzili w powietrze przygotowane dekoracje. Obrazu katastrofy dopełniały ciągłe spory między Lucasem a ekipą operatorów.
Gdy wszystko wskazywało na klapę filmu, który Harrison Ford określił jeszcze przed premierą mianem westernu w kosmosie, przyszedł czas na widzów. I to oni pokazali zawodowcom i specjalistom z Hollywood, kto ma rację. A rację - jak się wkrótce okazało - miał George Lucas. Film kosztował wytwórnię 11 mln dol., a zarobił... 775 mln! Otrzymał aż 6 Oscarów w następujących kategoriach: najlepsza muzyka, najlepszy montaż, najlepsze kostiumy, najlepsza scenografia, najlepszy dźwięk i najlepsze efekty specjalne. Sam twórca zyskał nie tylko sławę i jednorazowe honorarium, ale także samonapędzający się biznes, bo w kontrakcie, jaki zawarł z 20th Century Fox zastrzegł, że rezerwuje sobie prawo do decydowania o ewentualnej kontynuacji "Gwiezdnych wojen" oraz kontrolę nad sprzedażą gadżetów związanych z filmem.
Choć pierwsza bitwa była ciężka, to Lucas w spektakularny sposób wygrał swoją wojnę w nie tak znowu odległej galaktyce jaką jest Hollywood. Jego gwiazda jest jedną z tych, które świecą tam najmocniej.
Star Wars - Opening Scene (1977) [1080p HD]
Marcelo Zuniga
Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.