“Sofistyka wydaje się mądrością, choć nią nie jest, sofista zaś czerpie korzyści z tego, co wydaje się mądrością, nie będąc nią”, pisał Arystoteles w dziele "O dowodach sofistycznych". Trudno znaleźć dzisiaj prostsze i równie trafne podsumowanie usług, które zbiorczo określa się mianem rozwoju osobistego.
Krytycy coachingu o orientacji, powiedzmy, lewicowej, widzą w nim niejednokrotnie ideologię wolnorynkowego kapitalizmu. Rzeczywiście, gloryfikowanie sukcesu materialnego i propaganda “bycia swoim własnym szefem” kojarzą się z kultem przedsiębiorczości, a “motywujące cytaty” istotnie wyglądają, jak Atlas zbuntowany napisany ponownie przez Paulo Coehlo. Jest to jednak perspektywa mylna.
Z równym powodzeniem można porównać tę krytykę pracy zarobkowej do ideałów XIX-wiecznych socjalistów, którzy to właśnie w pracy najemnej (stanowiącej źródło alienacji) widzieli ograniczenie człowieka, a jeżeli można mówić o komunistycznym ideale, to byłby to właśnie.... nieograniczony rozwój osobisty. To wszak Karol Marks projektował w Ideologii niemieckiej społeczeństwo komunistyczne jako to, w którym nikt nie musiałby trzymać się jednego zawodu, ale mógłby robić to, na co tylko ma ochotę, nie zamykając się w wąskich ramach specjalizacji, co uwolniłoby prawdziwy potencjał każdego człowieka.
Jednak żarty na bok. Tak naprawdę ideologia rozwoju osobistego nie ma nic wspólnego ani z jednym, ani z drugim. Coaching odwołuje się do bardzo fundamentalnych dla człowieka potrzeb. Retorykę rozwoju osobistego należałoby raczej porównać z ludowymi mitami o znalezieniu skarbu na szczycie góry albo złowieniu złotej rybki, które w jednej chwili zmieniają biedaka w bogacza. Tym właśnie jest coaching: mitem nadającym sens rzeczywistości przez dodanie do niej pierwiastka fantastycznego i magicznego. Jestem tu, gdzie jestem, ale być wcale nie muszę; mogę zmienić swoją rzeczywistość, jeżeli tylko zmienię to, w jaki sposób ją postrzegam. To marzenie odmiany swojego życia jest i będzie obecne wśród większości ludzi, i będzie zawsze stanowiło łatwą pożywkę dla cynicznych szarlatanów, sprzedających cudowne lekarstwa: na otyłość, na brak powodzenia u płci przeciwnej, na impotencję i na biedę. Rozwój osobisty jest jedynie przejściową formą zaspokojenia tegoż marzenia.
Jak długo potrwa jego popularność? W USA, w których historia ideologii rozwoju osobistego jest trzydzieści lat dłuższa, niż w Polsce, nadal istnieją ludzie, zbijający milionowe fortuny na marzeniach innych ludzi o milionowych fortunach. Nie wydaje się zatem, aby istniało skuteczniejsze antidotum na działalność szarlatanów, niż czujność najbliższych osób. Czy brzmi to jak ostrzeżenie przed sektą? Być może, ale choć fascynacja rozwojem osobistym nie jest tak destrukcyjna, jak apokaliptyczne ruchy parareligijne, to nie powinna być też traktowana zbyt pobłażliwie.
Olgierd Sroczyński