Wybory regionalne w Szlezwiku-Holsztynie i Nadrenii Północnej-Westfalii są dla CDU i SPD ostatnim sprawdzianem przed walką o Bundestag 24 września.
W obu krajach związkowych władzę sprawują obecnie SPD i Zieloni. Aby móc marzyć o wygranej z partią Angeli Merkel w wyborach do Bundestagu za cztery i pół miesiąca, socjaldemokratom potrzebne jest zwycięstwo w obu landach.
Entuzjastyczne reakcje wyborców na nominowanie przez SPD w styczniu byłego szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza na kandydata na kanclerza znacznie zwiększyły początkowo szanse socjaldemokratów na sukces. Partia, która przez ostatnie lata stale ustępowała w sondażach ugrupowaniom chadeckim CDU i CSU o co najmniej 10 pkt. proc., przeżyła na wiosnę renesans popularności, doganiając, a nawet chwilowo przeganiając największego politycznego rywala.
Jednak "efekt Schulza" okazał się zjawiskiem nietrwałym, a chrześcijańscy demokraci wyszli ponownie na zdecydowane prowadzenie. W sondażu instytutu FORSA ze środy poparcie dla traktowanych jak jeden blok polityczny CDU i bawarskiej CSU zadeklarowało 37 proc. ankietowanych, a dla SPD - 29 proc. We wcześniejszym o kilka dni sondażu dla telewizji ZDF na pytanie o to, kto powinien zastać kanclerzem, 50 proc. wskazało Merkel, a tylko 37 proc. Schulza.
Wybory w Szlezwiku-Holsztynie, a szczególnie w Nadrenii Północnej-Westfalii, nazywane ze względu na znaczenie tego najludniejszego i silnego gospodarczo landu "małymi wyborami do Bundestagu", są dla SPD ostatnią szansą, by udowodnić, że "magia" Schulza wciąż działa, a partia nadal może walczyć z chadekami Merkel jak równy z równym.
Najnowsze wyniki sondażowe nie są jednak zbyt optymistyczne dla socjaldemokratów. W Szlezwiku-Holsztynie CDU może według najnowszych prognoz liczyć na 32-procentowe poparcie, a prowadząca do niedawna w sondażach SPD na 29 proc. głosów. Gdyby wszystkie partie uzyskały w niedzielę wyniki identyczne z sondażowymi, rządzącej koalicji SPD, Zielonych (12 proc.) i partii mniejszości duńskiej SSW (3 proc.) zabrakłoby głosów do pozostania u władzy. Jeżeli trendy te utrzymają się, najbardziej prawdopodobna będzie niechciana przez żadną ze stron koalicja obu największych ugrupowań - CDU i SPD. Chadecy woleliby sojusz z Zielonymi i liberalną FDP, jeśli pozwolą na to wyniki wyborcze obu mniejszych partii.
Pomimo niekorzystnych sondaży urzędujący premier Szlezwika-Holsztynu Torsten Albig (SPD) nie poddaje się. Socjaldemokrata liczy na swą własną popularność. Niedawno postawił się władzom w Berlinie, odmawiając nakazanej przez rząd Merkel deportacji ze swego landu do kraju pochodzenia Afgańczyków, którym władze odmówiły azylu. "W Afganistanie toczy się wojna" - uzasadnił swoją kontrowersyjną decyzję.
Wyborców w tym najdalej na północ wysuniętym landzie Niemiec bardziej niż wielka polityka interesują jednak sprawy lokalne - oświata, opieka medyczna i infrastruktura. 43-letni kandydat CDU Daniel Guenther zdobywa punkty, obiecując rozwiązanie problemów szkolnych i komunikacyjnych.
Ze względu na wagę wyborów regionalnych w kampanię wyborczą włączyli się zarówno Schulz, jak i Merkel. Szef SPD, który za niecałe pięć miesięcy będzie walczył o fotel kanclerza, podróżował w czwartek pociągiem ze stolicy Szlezwika-Holsztynu, Kilonii do Lubeki, zabiegając o poparcie dla swojej partii. "SPD odzyskała pewność siebie. Zwyciężymy" - zapewniał na wiecu w Lubece.
Sondaże to zdaniem premiera Albiga "dyrdymały", na które nie warto zwracać uwagi.
Odsuwając na drugi plan sprawy międzynarodowe, przez niemal cały piątek o głosy dla CDU walczyła na holsztyńskiej prowincji Merkel. "Mamy szansę odsunąć SPD od władzy" - mówiła na wiecu w Eckernfoerde.
O ile ewentualna przegrana w Szlezwiku-Holsztynie nie musiałaby być katastrofą dla SPD, to porażka 14 maja w Nadrenii Północnej-Westfalii byłaby dla tej partii z pewnością ciężkim ciosem, mogącym przesądzić o wyniku wyborów do parlamentu ogólnoniemieckiego - Bundestagu.
Obecnie CDU i SPD idą "łeb w łeb", mając według najnowszego sondażu po 32 proc. Również i tutaj rządząca koalicja SPD i Zielonych nie będzie miała - jeśli wierzyć ankietom - w nowym parlamencie większości. Jako najbardziej realistyczna opcja powyborcza rysuje się koalicja CDU i SPD.
Piętą achillesową rządu Hannelore Kraft (SPD) okazały się kwestie bezpieczeństwa. Napaści rabunkowe i seksualne na kobiety podczas festynu sylwestrowego w Kolonii i początkowa bezradność policji wobec sprawców tych ataków odbiły się niekorzystnie na wizerunku władz regionalnych. Pretekstem do krytykowania rządu były także błędy popełnione przez MSW w odniesieniu do osób stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego, w tym Tunezyjczyka Anisa Amriego, który w grudniu 2016 roku dokonał zamachu w Berlinie, zabijając 12 osób.
SPD dobrze pamięta, że jej porażka w Nadrenii Północnej-Westfalii w maju 2005 roku zapoczątkowała utratę władzy przez socjaldemokratów Gerharda Schroedera w całym kraju. Wiedzą o tym także Angela Merkel i jej CDU.