To Le Pen jest jednak mniejszym złem

Marine Le Pen może okazać się drugim Trumpem, Emmanuel Macron drugim Hollande'em.

Debata przed drugą turą francuskich wyborów niewiele wniosła. Jeśli miałaby przynieść konkretne efekty polityczne, to tylko mniejszą frekwencję w kolejnym głosowaniu. Ci, którym żaden z kandydatów się nie podoba, po obejrzeniu ich we wspólnej „dyskusji”, zapewne w niedzielę zostaną w domu. Trudno powiedzieć, jak niska frekwencja mogłaby wpłynąć na wynik wyborów. Ale jeśli potwierdzą się sondaże, to wynik elekcji wcale nie oznaczałby, że Francuzi będą mieli się z czego cieszyć.

Trudno powiedzieć, o co Macronowi naprawdę chodzi. Jego program jest ogólnikowy i niejasny. A z jego wypowiedzi wyłania się raczej obraz kontynuacji polityki Francoisa Hollande'a. I nie dlatego, że młody centrysta był członkiem rządu starego socjalisty, ale dlatego, że odchodzący właśnie prezydent nie umiał przeprowadzić żadnych poważniejszych zmian w państwie francuskim. A Macron, który ma znacznie mniejsze doświadczenie polityczne, który ma dużo mniej stabilne zaplecze polityczne i który wydaje się dużo bardziej miękkim politykiem, nie wydaje się lepszym kandydatem do przeprowadzenia zmian.

Marine Le Pen budzi olbrzymie obawy, zwłaszcza w Polsce. Ale podobne obawy budził Donald Trump. I jak na razie, obawy się nie spełniły. Do żadnego dealu z Putinem nie doszło, a z otoczenia prezydenta zniknęło kilku polityków, którzy wydawali się prorosyjscy. Nie ma też już mowy o zamykaniu Ameryki przed światem i strachu przed wojnami handlowymi. Donald Trump musiał pójść na kompromis z mainstreamem republikańskim. A jeśli Marine Le Pen będzie chciała realnie zmieniać Francję, też będzie musiała pójść na kompromis, w jej wypadku z francuskimi Republikanami.

Paradoksalnie, w głównym obszarze sporu Macron-Le Pen, czyli w sprawach europejskich, to jednak kandydatka Frontu Narodowego jest bliżej prawdy. Euro naprawdę okazało się nienajlepszym z punktu widzenia ekonomii pomysłem, i jego funkcjonowanie spotęgowało kryzys finansowy w Europie. Prawniczka Le Pen dużo lepiej od finansisty Macrona zdaje sobie sprawę, że 27 tak różnych gospodarek, które tworzą Unię Europejską, nie mogą funkcjonować jak jedno państwo, z jedną polityką monetarną. I zwycięstwo Le Pen daje szanse na dyskusję o zmianie obecnej polityki w Europie i tym samym na wyjście z zaklętego kręgu kryzysu.

Teflonowi, elastyczni politycy w rodzaju Blaira, Obamy czy Tuska nie są dobrymi osobami na wyjście z niemocy, w jakiej od dłuższego czasu jest Francja. A to właśnie na nich wydaje się wzorować Emmanuel Macron. Paradoksalnie, politykiem, który jest pozytywnym symbolem realnej walki z głębokim kryzysem ekonomicznym i społecznym w swoim kraju, jest Wiktor Orban. A do niego m.in. porównywana jest we Francji Marine Le Pen.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak