Istotą grzechu jest uśmiercenie Boga w sobie.
To musiało niemile brzmieć w uszach ludzi słuchających Piotra. Przybyli do Jerozolimy na święto Pięćdziesiątnicy, hebrajską uroczystość szawuot, by podziękować Bogu za dar Tory – Prawa. Większość z nich prawdopodobnie nie brała udziału w egzekucji Nauczyciela z Nazaretu w czasie poprzedniej Paschy. Fizycznie nie przyłożyli ręki do odebrania życia Jezusowi na Kalwarii. Tymczasem „donośny głos” Piotra wdzierał się w ich serca i jak rozgrzanym żelazem przebijał na wylot ich samoświadomość: „Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził (…), przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim”. Światło zmartwychwstania i łaska Bożego przebaczenia wypełniały ich uszy i wnętrze, pozwalając po raz pierwszy stwierdzić, że nikt o własnych siłach nie jest w stanie unieść Bożego Prawa, nikt nie potrafi wypełniać wszystkich Bożych przykazań. Prawo zostało dane człowiekowi, aby ten mógł lepiej poznać własny grzech. A istotą grzechu jest uśmiercenie Boga w sobie. Gdy przed ponad stu laty Friedrich Nietzsche ogłosił się prorokiem śmierci Boga, nie zamierzał powiedzieć, jakoby sędziwemu Bogu ze starości zatrzymało się serce i ludzkość, chcąc nie chcąc, musi urządzić pogrzeb swemu Stwórcy. Mówił: „Bóg umarł i myśmy Go zabili”, obwieszczając w zasadzie to samo, co dwa tysiące lat wcześniej czynił apostoł. I miał jak tamten na myśli ludzką duszę, samoświadomość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak