Od tej godziny uczeń wziął Ją (Maryję) do siebie. J 19,27b
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”.
I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
O co chodziło Jezusowi, gdy z krzyża wskazał swojej Matce Jana jako Jej nowego syna, a Janowi Maryję jako matkę? Patrząc na tę scenę od strony realiów epoki, można widzieć w zachowaniu Jezusa pragnienie, by znaleźć swojej Matce opiekuna na starość. W czasach, gdy nie istniały ubezpieczenia społeczne, a pozbawiona wsparcia ze strony męskich krewnych kobieta była w dość trudnej sytuacji, jest to troska jak najbardziej zrozumiała. W ciągu wieków Kościół dostrzegał w tej scenie pewien symbol: Jan uosabia tu wszystkich wierzących, a Maryja, z woli umierającego na krzyżu Jezusa, staje się Matką Kościoła. Można jednak chyba widzieć tu coś jeszcze. Wskazanie drogi, którą powinien pójść każdy uczeń Chrystusa. Przecież „wziąć do siebie” Maryję znaczy też poznać Ją bliżej. Znaczy uczyć się od Niej Boga. Czyli na przykład dostrzegać w Nim tego, który człowiekowi „czyni wielkie rzeczy”, który „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych”. I znaczy też pewnie uczyć się od Niej, że Bogu warto zawsze, nawet w najtrudniejszej sytuacji, mówić „tak”. By dzięki temu „tak” Bóg mógł realizować swój plan zbawienia każdego człowieka.
Andrzej Macura