Jim Caviezel jest przekonany, że Mel Gibson nakręci „Zmartwychwstanie”.
Wszystko jest na dobrej drodze powiedział mi Jim Caviezel, kiedy spytałem go, na ile pogłoski o realizacji filmu przez Mela Gibsona opierają się na faktach. To było spotkanie po którym trudno wrócić do rzeczywistości. Wyszedłem z nim z przekonaniem, że rozmawiałem z autentycznym, parafrazując tytuł głośnego filmu, „człowiekiem Boga”. Co jest tym bardziej znaczące, że jest nim jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów świata. Dla wielu widzów „Pasji” oblicze Chrystusa na zawsze będzie już kojarzyć z twarzą Jima Caviezela.
Właściwie ta rozmowa, która ukaże się w najnowszym „Gościu Niedzielnym”, nie powinna się była odbyć. Kilka godzin wcześniej aktor dowiedział się, że zmarł brat jego żony, a teraz jego synowie opłakują wujka. W takiej sytuacji rozmowy z dziennikarzami nie są za bardzo na czasie, bo to przecież czas żałoby. Ale aktor raz jeszcze potwierdził, jak głęboka jest jego wiara. - Śmierć jest częścią życia. Najważniejsze to być gotowym. Być przygotowanym na to w każdej chwili. – powiedział, kiedy złożyłem mu wyrazy współczucia z powodu śmierci szwagra. - Był u niego ksiądz, otrzymał ostatnie namaszczenie.
Jim Caviezel nigdy się nie nawrócił. Nie musiał. Dzięki rodzicom, od dzieciństwa był wiernym członkiem Kościoła katolickiego. Teraz swoją postawą, jakże odległą od tego co prezentuje przeważająca większość nie tylko hollywoodzkich gwiazd, udowadnia, że i tam można pozostać wiernym swoim przekonaniom i wierze. Ale nie można być biernym, bo jak powiedział „musisz wyjść naprzeciw niej (wierze) wbrew temu co chciałbyś robić”.
Edward Kabiesz Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.