Jan Paweł II modlił się w komórce na szczotki. O bladym świcie Jezus zagadnął spacerującą po ogrodzie Faustynę: „A ty? Co tutaj robisz?”. Twoje największe walki nie dokonują się w świetle reflektorów. Za zamkniętymi drzwiami – tu wygrywa się bitwy.
Skąd czerpał siłę? – zastanawiało się wielu. Jaka była tajemnica mocy, która biła ze słów Jana Pawła II? Jedna z odpowiedzi narzuca się sama: z modlitwy w miejscu ukrytym przed reflektorami i błyskami fleszy. – Kiedyś w Castel Gandolfo zorganizowano seminarium naukowe. Zgubiłem się w labiryncie korytarzy – wspomina włoski polityk Rocco Buttiglione. – Szukając drogi, otworzyłem jakieś drzwi i nagle znalazłem się w niewielkim pomieszczeniu używanym jako komórka na szczotki. Stanąłem zdumiony, bo zauważyłem pośrodku tej komórki… Jana Pawła II zatopionego w modlitwie.
– W latach 70. ub. wieku, gdy kard. Wojtyła przyjeżdżał do Rzymu, a jego wykończeni podróżą towarzysze szli spać, on zachodził do kaplicy na długie modlitwy. Podpatrywałem go ukradkiem i ta cicha modlitwa robiła na mnie ogromne wrażenie – dopowiada kard. Zenon Grocholewski.
Powiem szczerze: to właśnie te małe gesty wielkiego papieża robią na mnie największe wrażenie.
Bazylika św. Sabiny – mój ulubiony rzymski kościół. Pierwsi dominikanie mieszkający na tonącym w zieleni wzgórzu Awentynu widzieli, jak założyciel ich zgromadzenia przez cały dzień chodził po mieście i rozmawiał z ludźmi, ale gdy Wieczne Miasto otulała noc, zamykał drzwi kościoła i nie mając pojęcia o tym, że współbracia ukradkiem go obserwują przez małe okienko, kładł się krzyżem na posadzce i płakał: „Boże, co się stanie z grzesznikami?”. Dominikanie zrodzili się właśnie z tego krzyku.
Faustyna? Co tutaj robisz?
Od trzech tygodni bardzo dotyka mnie krótki opis wyjęty z „Dzienniczka” s. Faustyny. „Po Mszy św. wyszłam do ogrodu, aby sobie odprawić rozmyślanie, ponieważ o tej porze jeszcze pacjentów nie było w ogrodzie, więc byłam swobodna – notowała największa polska mistyczka. – Kiedy rozmyślałam o dobrodziejstwach Bożych, serce moje rozpalało się tak silną miłością, że zdawało mi się, że pierś mi rozsadzi. Wtem stanął przede mną Jezus i rzekł: »Co ty tu robisz tak wcześnie?«. Odpowiedziałam: »Rozmyślam o Tobie, o Twoim miłosierdziu i dobroci ku nam. A Ty, Jezu, co tu robisz?«. »Wyszedłem na twoje spotkanie, aby cię obsypać nowymi łaskami. Szukam dusz, które by łaskę Moją przyjąć chciały«” (Dz. 1705).
Rozbrajające. Poranne, intymne spotkanie w ogrodzie. I pełne zachwytu: „Co ty tu robisz tak wcześnie?”. Historia przypominająca do złudzenia inny „ogrodowy” dialog: „Mario! Nie zatrzymuj mnie, jeszcze nie wstąpiłem do Ojca”.
Mam wrażenie, że wszystko, co od trzech lat dzieje się w moim życiu (wszelkie duchowe przełomy, odgórne interwencje), jest odpowiedzią Boga na tekst z lipca 2014 roku „Pan Bóg? Uwielbiam!”. Pisałem go w najtrudniejszym momencie mojego życia, w kompletnej ciemności, przeżywając wielopłaszczyznowy kryzys. Gdy wówczas za radą znajomego kapłana czytałem nocami psalmy (kompletnie do mnie nie przemawiały, a wszelkie pocieszające słowa i obietnice wydawały mi się jedynie pobożnymi metaforami), wydawało mi się, że absolutnie nikt nie słyszy moich modlitw, a mój głos odbija się od ściany. Odpowiadało mi echo. Czas pokazał, że Bóg słyszał doskonale każde słowo wypowiadane w ukryciu. I odpowiedział na nie, gdy uznał to za stosowne.
Jezus, pytany przez uczniów o modlitwę, wskazał na ukryte miejsce: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki (w oryginale to słowo tamejon, czyli wewnętrzny pokój, ukryta komnata), zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.
Oddał im!
Doskonale to pamiętam: słowa „widzi w ukryciu i odda tobie” dotarły do mnie 23 października ubiegłego roku w Warszawie, w czasie konferencji Serce Dawida. To, co zobaczyłem w wielkiej hali Expo, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Najbardziej poruszało mnie to, że to spektakularne wydarzenie urodziło się z ogromnej tęsknoty za nieustannym uwielbieniem w przestrzeni wiernej, codziennej modlitwy w Domu Modlitwy w Warszawie czy we wrocławskim kościółku św. Idziego, w chwili gdy w spotkaniu uczestniczyła garstka osób, a czasami zespół modlił się… do pustych ścian. Istnieje wówczas naturalna pokusa, by troszkę sobie „odpuścić” (sam często łapię się na tym, że w domu, bez świadków nie potrafię uwielbiać Boga tak, jak robię to we wspólnocie. Nie śpiewam Mu przez godzinę. Dlaczego? Brakuje mi ekipy, przed którą mógłbym się popisać?).
Sądząc po ludzku: to nie miało prawa się udać. Malutka grupka zapaleńców, którzy każdego dnia uwielbiają Boga, zdobyła się na potężne przedsięwzięcie. Wynajęła warszawską halę, która na trzy dni zamieniła się w Namiot Spotkania dla 1500 osób. Modlitwa trwała non stop. Dniem i nocą. Stojąc pod wielką sceną, miałem wrażenie, że to spełnienie obietnicy „módl się w ukryciu, a Ojciec odda tobie”. – Myślę, że Bóg powołuje nas ze względu na wybory, których dokonujemy w ukryciu. Patrzy na nas, bada nasze serce i mówi: „OK. Widzę, że w ukryciu prowadzisz takie życie. Mogę ci zaufać” – opowiada organizator konferencji Maciej Wolski.
– Dawid poszukiwał w swym życiu jednej rzeczy. Mówił: „pragnę Boga ponad wszystko”. Bóg wybrał tego małego, nic-nie-znaczącego pasterza, ukrytego przed światem na polach Betlejem, bo dostrzegł, że ten chłopak jest wierny w małych, „ukrytych” rzeczach. Dlatego powierzył mu większe i dał władzę, postawił na „świeczniku”, w miejscu ogromnego wpływu. Najważniejsze bitwy wygrywamy w domu, gdy nikt nas nie widzi. To klucz do naszego życia. Bóg widział małego Dawida na polach Betlejem. Widział, jak bardzo walczy o każdą owcę, i powiedział: „Mogę mu zaufać. To będzie pasterz Izraela!”. Co ciekawe, Bóg najpierw wybiera króla Saula, by był pasterzem nad Izraelem, a zaraz potem wybiera… pasterza, by został królem.
To nie twoja wojna
À propos Dawida… Zastanawialiście się, dlaczego ten młodziutki, zapomniany przez ojca i wyśmiewany przez starszych, trzęsących się ze strachu braci pasterz nie bał się wyjść na ring, by stanąć oko w oko z gigantem? Skąd wziął odwagę, której zabrakło Saulowi i całej sparaliżowanej strachem armii Izraela?
Dawid nie bał się konfrontacji z Goliatem, bo… miał na koncie wiele ukrytych zwycięstw. „Rzekł Dawid do Saula: Niech pan mój się nie trapi! Twój sługa pójdzie stoczyć walkę z tym Filistynem. Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, a kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem. Sługa twój kładł trupem lwy i niedźwiedzie, nieobrzezany Filistyn będzie jak jeden z nich, gdyż urągał wojskom Boga żywego. Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, wybawi mnie również z ręki tego Filistyna”.
Dawid wygrywał wielokrotnie. Czynił to z dala od świateł reflektorów, ukryty wśród betlejemskich wzgórz. A ponieważ miał świadomość, że stoczył wiele zwycięskich walk w ukryciu, nie wahał się stanąć na placu boju. Doskonale wiedział, że to nie jest jego wojna („Dziś właśnie odda cię Pan w moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę. Niech wiedzą wszyscy zebrani, że nie mieczem ani dzidą Pan ocala. Ponieważ jest to wojna Pana, On więc odda was w nasze ręce”). Czy Bóg nie wybrał tego chłopaka ze względu na jego wierność w ukrytym miejscu? Mamy w głowach wielkie plany. Tymczasem, jak zapowiada Jezus, najważniejsze są szczegóły, drobnostki, detale, okruchy. To one są papierkiem lakmusowym naszego życia duchowego.
Gandalf ma rację
Na zakończenie cytat z klasyka: „Saruman jest pewny, że jedynie wielka moc może trzymać zło w szachu – powiedział Gandalf Szary. – Ja uważam inaczej. Odkryłem, że to drobiazgów i codziennych uczynków zwykłych ludzi zło nienawidzi najbardziej, najprostszej życzliwości i miłości”. I jak tu nie przyznać racji Tolkienowskiemu czarodziejowi? W Ewangelii Łukasza Jezus zapowiedział: „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie” (Łk 16,10). Jesteś wierny w małym? Będziesz wierny w chwili, gdy Bóg postawi cię w miejscu większego wpływu.
Jak wyglądało najważniejsze spotkanie w historii świata? Scenografia nie przypominała negocjacji na szczycie, rozmachu międzynarodowych ustaleń w Jałcie czy obleganych przez dziennikarzy konferencji prasowych szefów wpływowej grupy G7. Spotkanie ukryte było przed ciekawskim wzrokiem gapiów. Mała izdebka w Nazarecie. Zamknięte drzwi. I potężny archanioł, który zapukał do nastolatki. Plan Boga był zaskakujący. Wysłał do Maryi Gabriela – zwiastuna gniewu Bożego (midrasze opowiadają, że to on właśnie odpowiedzialny był za zrównanie z ziemią Sodomy i Gomory). Posłaniec zapowiedział: urodzisz Tego, który Sam wykona na Sobie karę. Jak potoczyłyby się losy świata, gdyby ukryta w galilejskiej izdebce Maryja nie zdobyła się na pokorne: „zgoda”?
Marcin Jakimowicz