Piosenkarka, która pochwaliła się zabiciem swojego dziecka, została uhonorowana. Tylko co jej po tym?
Gdy piosenkarka Natalia Przybysz na fali „czarnego protestu” pochwaliła się uśmierceniem swojego nienarodzonego dziecka (bo miała nieduże mieszkanie, a nie chciało jej się zmieniać na większe), zapewne spodziewała się zachwytów. Zawiodła się. Polacy w olbrzymiej większości byli wstrząśnięci, że można – i to dla tak bzdurnej przyczyny – zlecić zabicie własnego bezbronnego maleństwa.
Minęło jednak pół roku i siostry feministki postanowiły chyba podjąć drugą próbę zdobycia dla swej koleżanki chwały bojowniczki o wyzwolenie kobiet. Oto „Wysokie Obcasy”, feministyczne ramię GW, przyznały Natalii Przybysz tytuł Superbohaterki.
Za co konkretnie? „Za odwagę szczerego wyznania – w czasach postprawdy, propagandy i opresji kobiet”. Tak umotywowała swą decyzję kapituła (w składzie m.in. Dorota Warakomska, Krystyna Kofta, Monika Płatek).
Ach tak? Więc nie za czyn, tylko za przyznanie się do niego? Cóż, takie wyznanie rzeczywiście miałoby wartość, gdyby po nim padły słowa skruchy. Ale jakie to bohaterstwo ujawniać zło po to, żeby je usprawiedliwić? A przecież właśnie to było sednem aborcyjnego coming-outu „superbohaterki” – chciała oczyścić się w oczach społeczeństwa. Pewnie, że nie musiała w ogóle niczego ujawniać, ale gdy wyrzuty sumienia nie dają spokoju, człowiek albo się spowiada przed Bogiem, albo przed światem. Świat jednak to bardzo kiepski spowiednik, bo rozgrzeszenia nie daje. Daje za to fałszywy certyfikat bezgrzeszności. To może przynieść chwilową ulgę – bo skoro inni mówią, że delikwent jest OK, to on może na chwilę w to nawet uwierzyć. Ale chwila trwa chwilę, a potem pustka i rozpacz.
„Wysokie Obcasy” obudowały informację o przyznaniu „Superbohatera” Natalii Przybysz wieloma dumnymi frazesami: „Odsłoniła przed nami swoje człowieczeństwo”, „Natalia opowiedziała o odpowiedzialności i wzięła odpowiedzialność za swoje słowa”, „To gest kobiecej solidarności – w poprzek klas społecznych, w imię troski”. I tak dalej. Wszystkie słowa jak balony – wielkie, ale puste.
Co zrobi Natalia Przybysz z tym swoim „superbohaterstwem”? Powiesi go sobie na ścianie? Będzie dodawać jako tytuł do nazwiska? Każe sobie na nagrobku wypisać?
Ta nieszczęsna kobieta potrzebuje lekarstwa, a nie makijażu.
Ale i tym razem wasza akcja, panie feministki, nie przyniesie pani Natalii społecznego uznania. Ludzie nie pomogą jej uciszyć sumienia. Na szczęście dla niej.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.