Wnosimy polski wkład w europejską cywilizację wtedy, kiedy nie lekceważymy naszej niepodległości.
Już niedługo będziemy obchodzić 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Kiedy przypatruję się obecnej dynamice propagandowej nierzeczywistości, która Europie coraz silniej przeciwstawia polskość i niepodległość, mam wrażenie, że dla wyznawców gwiaździstego sztandaru rocznica ta będzie okazją do żałoby. Już nie chcą Mazurka Dąbrowskiego, przeciw niemu śpiewają Odę do radości (czy do młodości, jak nie jest całkiem pewna jedna z wyznawczyń nowoczesności). Po co Polsce niepodległość? Przecież Polska to dziejowa nędza, przeciętność – w najlepszym razie (jak ostatnio wywodzi Nergal-Darski, autorytet portalu Onet) obciach, polnische Wirtschaft, dwie lewe ręce i ciemnota. Dopiero od 1 maja 2004 r. jakoś dźwigani jesteśmy z owej nędzy pomocną dłonią sąsiadów z Zachodu. Przed 11 listopada 1918 r. – jeśli ktokolwiek z obecnych wyznawców pogardy wobec polskości sięga tak daleko swą pamięcią kulturową – niemała przecież część dzisiejszej Polski była już w Europie: tej berlińskiej i tej wiedeńskiej. Rosja też zmierzała (wraz z podbitym przez nią Krajem Przywiślańskim) w stronę Europy. Wszystko popsuł zajadły nacjonalizm polski oraz kilka innych, mniej nas interesujących i na pewno wtórnych wobec fatalnego polskiego przykładu. Wiadomo, co było dalej: II RP, czyli pokraczny „kłębek sprzeczności”, jak – nawiązując do stylistyki Wiaczesława Mołotowa – określił ją w swoim hołdowniczym adresie wobec Putina minister Sikorski w roku 2009. Z takiego kłębka nic dobrego rozwinąć się nie mogło. Tylko dalsza „nienormalność” (by zacytować innego klasyka). No i rozwinęła się: II wojna, „martyrologia”, polskie zbrodnie na sąsiadach… I po co nam była taka niepodległość? Lepiej o niej zapomnieć, a jeśli coś pamiętać – to tylko jako przestrogę: nigdy więcej…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Nowak