O poście, który jest potrzebny człowiekowi, a nie Bogu, mówią Ewa i Marcin Widerowie.
Marcin Jakimowicz: Naprawdę lubicie pościć?
Ewa Wider: Nie. Chyba nikt normalny nie lubi. Tak jak nikt nie lubi cierpieć. Bo post, nie ukrywajmy, to cierpienie, wyrzeczenie, ofiara. Wiem jednak jedno: jeżeli nie poszczę, to… tęsknię za tym czasem. Gdy poszczę, czuję, że jestem bliżej Boga. Zapewniam, że to nie metafora. Albo ciało, albo duch. Nie ma innej opcji. Albo wyrzeczenie, ofiara i bliskość Boga, albo gonienie za przyjemnościami. Wiem, wybór może wydawać się trudny i zbyt radykalny. Już dawno zauważyłam, że mój żołądek jest bardzo połączony z moim słyszeniem. Gdy poszczę – słyszę, gdy nie poszczę – nie słyszę. To naczynia połączone.
Małżonek zgadza się z przedmówczynią?
Marcin Wider: Może. Ale w tej materii panuje między nami absolutna jedność. {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Dodam jedno: post bez modlitwy to zwykłe odchudzanie. Nie wyobrażam sobie postu bez spotkania z Panem, stanięcia w Jego obecności.
Post jest łaską czy kwestią treningu? Da się napiąć mięśnie i wyćwiczyć tę ascetyczną praktykę?
Ewa: Ja nie potrafię napiąć mięśni. Post jest decyzją. Wydzieleniem czasu na ofiarę, wyrzeczenie. Decyduję się pościć i proszę o łaskę na ten okres. To czas, gdy zaczynamy traktować Boga poważnie. Post, jak każda praktyka religijna, jeśli zostanie oddzielona od relacji, spotkania z osobą, stanie się martwym rytuałem. Nie potrafię pościć ani jednego dnia, jeżeli nie stanę wcześniej przed Bogiem, nie spojrzę Mu w oczy i nie powiem: „Chcę pościć, ale jeżeli nie udzielisz mi swej łaski, polegnę”.
Gdy pościsz, jesteś zdenerwowana? Strach do Ciebie podejść?
Ewa: Nie. Post osłabia mnie fizycznie, ale nie oddziałuje negatywnie na moje emocje. Przeciwnie: wycisza mnie, uspokaja. Mam wprawdzie mniej energii, ale czuję, że jestem oddzielona od wroga. Nawet jeśli odczuwam atak, wiem, że Bóg dał mi skuteczną broń.
Kiedy odkryliście skuteczność postu?
Marcin: Przed dziesięciu laty. Rok 2007 był dla nas przełomem.
Zawirowania duchowe? Życiowe tragedie?
Marcin: Wprost przeciwnie. Naszym największym wrogiem był komfort. Czuliśmy, że jeśli nie dokonamy jakiegoś radykalnego wyboru, skończymy na płyciźnie. Dom, przyjemności, wygoda, luksus, biznes, praca, praca i praca. I tak z dnia na dzień, do znudzenia. Po nocach tęskniliśmy za życiem zanurzonym w Bogu. I nagle On sam przypomniał nam wszystko to, co kiedyś do nas powiedział. Wyjście z tej strefy komfortu nie przyszło nam łatwo. Bolało…
Pamiętacie pierwsze próby?
Ewa: Oczywiście. Bóg na szczęście nie rozlicza nas ze skuteczności – On widzi serca, intencje i bardzo szanuje nasze ograniczenia. Post to kwestia układu osoby z osobą. Po latach wygodnego, płytkiego życia mieliśmy dość letniości. Marcin wyjechał za ocean i wrócił przemieniony. Płonął. Chciał być gorący, gorliwy (słowo Boże mówi, że w innym przypadku On sam wypluje nas ze swych ust). We mnie pracowały te same tęsknoty, choć były bardziej uśpione. Pewnego wieczoru, gdy zamierzałam wrócić do swych starych praktyk, do wygodnego życia „tu i teraz”, usłyszałam głos. I nie miałam wątpliwości, że jest to głos samego Boga. Przed snem chciałam poczytać sobie książkę…
Pamiętasz jej tytuł?
Ewa: „Diabeł ubiera się u Prady”. (śmiech) Wciągająca lektura. Zamierzałam spokojnie śledzić losy głównej bohaterki i nagle usłyszałam: „Jeśli nie zaczniesz pościć, nie będziesz mieć ze Mną udziału”. Czułam, że Bogu chodzi o jeden konkretny gest, że to realizacja słów: „Zbliżcie się do Mnie, a Ja zbliżę się do was”. Wiedziałam, że On już wykonał pracę i teraz czeka na moją decyzję, zaprasza mnie na pustynię, bo chce przemówić do mojego serca. Zdecydowałam się na post. I zaczęłam odczuwać, że On jest wierny swym obietnicom. Z dnia na dzień udzielał mi swej łaski, a Jego miłość stawała się słodsza niż wino. To było konkretne doświadczenie. To, co dawał, przewyższało wszystko, co oferowało moje dotychczasowe, „fajne” życie.
Opowiadacie, że modlitwa i post ocaliły miasto, w którym mieszkacie.
Marcin: Naprawdę wierzymy, że tak się stało. Sytuacja była przedziwna: w 2009 roku po raz kolejny poleciałem za ocean, do Międzynarodowego Domu Modlitwy w Kansas. Jeden z prowadzących konferencję, człowiek obdarzony darem proroczym, brał różnych „delikwentów” i wypowiadał nad nimi słowa, które usłyszał od Boga. Powiedział do nas – ekipy z Wrocławia – że Bóg wydziela w naszym mieście jedno miejsce i je sobie poświęca. Podał nawet nazwę: Century Hall, co tłumacz przełożył jako „dziura stulecia”. (śmiech) Chodziło o Halę Stulecia. Dziś wiemy, że Bóg rzeczywiście spełnia obietnice, a na spotkaniu chrześcijan hala była wypełniona ludźmi.
Ten człowiek wiedział, z jakiego miasta przyjechaliście?
Marcin: Nie miał pojęcia, dlatego jego słowa robiły tak wielkie wrażenie. Do mnie powiedział: „Studiuj rok 1241”.
Wiedziałeś, co się wówczas stało?
Marcin: Na wszelki wypadek wolałem sprawdzić. (śmiech) Im dłużej o tym czytałem, tym bardziej byłem zdumiony. Na Polskę najechała ze Wschodu potężna armia Mongołów. Bóg pozwolił mi spojrzeć w sposób duchowy na tę wielowątkową historię. Choć do Europy dochodziły słuchy, że coś niedobrego dzieje się na Wschodzie, nikt nie chciał uwierzyć w ich opowieści. Papież oddelegował wprawdzie wysłanników, ale nikt nie dawał im wiary, aż do czasu, gdy Tatarzy splądrowali Gruzję. Polska była podzielona, rozbita. Brat nie chciał pomóc bratu. Jak bardzo symboliczne są te zdarzenia! Nie było jedności, a wróg zajmował kolejne terytoria. Henryk Pobożny zginął pod Legnicą. Sytuacja wydawała się beznadzieja. We Wrocławiu dominikanin, bł. Czesław, stanął „w wyłomie muru”: ogłosił post i modlitwę. Dniem i nocą. Miasto zostało ocalone.
Nie boisz się opowiadać takich pobożnych bajeczek? Wyśmieją cię…
Marcin: Kroniki podają, że Mongołowie zobaczyli ogień spadający z nieba. Wiem, dziś na takie opisy patrzymy z kpiną, ale ja wierzę, że bitwy wygrywa się przez post i modlitwę.
Musiałeś ruszyć za ocean, by odkryć tajemnicę Wrocławia?
Marcin: Musiałem ponieść pewien koszt. Zapłacić. Perły kosztują. Widocznie tu, na miejscu, żyłem w takim zabieganiu, wyścigu, że dopiero dystans, oddalenie pozwoliło mi usłyszeć to, co Bóg chce mi szepnąć do serca.
Za czasów bł. Czesława post był czymś naturalnym. Jeszcze 50 lat temu poszczono co najmniej raz w tygodniu…
Ewa: Czytam historie Izraela i widzę, jak łatwo stawał się obojętny wobec Pana. Gdy przychodził dobrobyt, naród zaczynał zanurzać się w grzechu. Pan przysyłał proroków, słał napomnienia, a naród odpowiadał: stawał w pokucie, ogłaszał święty post, zakładał wory pokutne. Dziś piłeczka jest po stronie Kościoła, który ma prawo głośno wołać: „Pan jest większy od kryzysu. Chce uwolnić swą łaskę i moc. I daje nam konkretne narzędzie”. Myślę, że niezwykle aktualne jest wezwanie proroka Joela: „Zgromadźcie się. Dmijcie w róg. Ogłoście post”.
Kończy się dzień Waszego postu. Nie możecie doczekać się tego momentu, gdy wybije dwunasta i będziecie mogli najeść się do syta?
Marcin: Za każdym razem. To całkowicie naturalne. Najgorsze są pierwsze dwa, trzy dni. Potem ciało zaczyna się powoli przyzwyczajać.
Tworzycie ruch nieustannej modlitwy 24/7 kojarzony przede wszystkim z uwielbieniem, a nie poszczeniem…
Marcin: Jesteśmy wezwani do adoracji i wstawiennictwa. To dwa wymiary naszej służby. Uwielbienie i modlitwa prośby. By wejść na mury miasta i stanąć w ich wyłomie, trzeba przejść przez ogród. Najpierw musisz zachwycić się Bogiem, by potem stanąć przed Nim z listą próśb. Jeśli nie zakosztujesz, „jak dobry jest Pan”, będziesz podchodził do Niego jak do urzędnika. Twój post nie zmienia Boga, on zmienia ciebie! Nie poszczę, by zmienić Jego zdanie na jakiś temat.
Ewa: W Liście do Efezjan Paweł prosi: „Daj mi ducha mądrości w głębszym poznaniu Ciebie samego”. Post pokazuje ci, że zamiary Boga są dobre i szlachetne. Zmienia twoje serce, nie Jego!
Uwalnia z lęku, który paraliżuje wierzących?
Ewa: Pokazuje ci, kim naprawdę jest Bóg. Jak daleki jest od lęku i śmierci. I choć musisz przejść przez różne doświadczenia, ufasz Temu, który cię prowadzi. Zanim staniemy się Jeremiaszami i Izajaszami, musimy przejść przez Pieśń nad Pieśniami i zawołać: „Mój miły jest mój, a ja jestem Jego”. Kiedyś rozmawiałam z kursantami (prowadzę szkołę języka polskiego dla cudzoziemców) o przyczynach rozwodów. Jeden z nich odpowiedział: „Przyczyną rozwodów jest złość serca”. Dotknęły mnie te słowa. Myślę, że post ocala nas przed złością naszych serc.
Marcin: Benedykt XVI powiedział kapitalne zdanie o modlitwie: „Bóg przez modlitwę (a, dodajmy, również przez post!) oczyszcza nas z naszych pragnień, byśmy dostrzegli, że wszystkim, co jest nam potrzebne do życia, jest On sam”. To sedno. To droga Pieśni nad Pieśniami, która kończy się tym, że Oblubienica wraca z pustyni wsparta na ramieniu Oblubieńca, mając doświadczenie, że On sam ją niesie. I jest wszystkim, czego potrzebuje.