Kwiaty lepiej podlewać

Budowanie na kontrze? Lepiej budować i wzmacniać pozytywnie.

Podobno powinnam napisać jakiś komentarz w sprawie dzisiejszego strajku kobiet. Żeby dać odpór i zaświadczyć, że "tamte" to mniejszość, a my - grupa niestrajkująca - to większość. I żeby odciąć się od "wkurzu", "furii" i innych, mniej lub bardziej agresywnych form babskiej ekspresji. No to ciach. Odcinam się. Choć trudno odciąć się od czegoś, z czym się nie było związanym ani sznurkiem, ani nawet myślami.

I zastanawiam się tylko, po co w kółko przypominać, że proste i dobre życie większości kobiet nie przebiega na linii walki z "systemem patriarchalnym"? I po co pokazywać własną radość życia wyłącznie poprzez wytykanie palcem smutku i cudzej złości?

Wracam z pracy. Obserwuję większość właśnie. Idzie z kwiatkami, otrzymanymi od mężów, chłopaków, kumpli. Jedzie tramwajem i czyta pisma dla bab, względnie grzebie w smartfonach. Wyszła większość z podwójnym wózkiem dla dzieci "rok po roku" i jedzie dość szybko w kierunku Łazienek, licząc, że nie będzie padać. Bo musi jeszcze zakupy zrobić i zupę ugotować. Cieszy się większość już leciwa, że w tramwaju kontroler biletów nie uwierzył w jej wiek i kazał wyciągnąć legitymację seniora. Wraca większość z pracy do domu. By ugotować ziemniaki z mielonym. I z rodziną zjeść. Albo i samotnie.

Zwykłe życie większości, dobre życie bez "wkurzu". Choć czasem i ciężkie. Zmęczenie, trud i konflikt z drugim człowiekiem wpisane są jednak w życie człowieka. Kobiet i mężczyzn.

Dlaczego zatem o życiu większości trzeba pisać i przypominać tak, jakby to jednak mniejszość była? Zresztą, mało istotne są te proporcje. Dlaczego wciąż odbijać się od ściany zbudowanej z czyichś frustracji, leków, bólu i doświadczeń? Czy skomentowanie po raz enty agresji i furii, pomieszania pojęć i nagromadzonych negatywnych emocji ma jakikolwiek sens? Może i ma. Może naprawdę są kobiety, którym poklepanie po plecach i potwierdzenie: "nie jesteś sama w swojej zwyczajności i codziennych radościach i smutkach. I naprawdę nie musisz zabierać głosu w sprawie manif, strajków i innych", pozwoli jaśniej spojrzeć na siebie, rzeczywistość wokół? I pozwoli poczuć się mocniejszą, silniejszą w wartościach, które wybrały. I w które wierzą. Jednak wydaje się, że lepiej budować tożsamość i poczucie solidarności na pozytywach. Budowanie pozytywne też łączy, choć wymaga więcej wysiłku. Może właśnie ten wysiłek jest w tym wszystkim najtrudniejszy? Budowanie na kontrze prędzej czy później się nudzi i powoduje umacnianie grupy, z którą nam nie po drodze.

Na ulice wielu miast wyszło wiele kobiet. Myślących w określony sposób, wybierający określone formy przekazu (przekomiczne albo i wulgarne), o konkretnej wrażliwości czy antywrażliwości. Które rzeczywiście (co jest denerwujące) starają się wypowiadać jako większość, mimo iż nią nie są. Jednak dorabianie temu zjawisku sztucznej siły poprzez wieczne odnoszenie się, komentowanie każdego protestu, każdego manifestu czy głupawego plakatu, nie wiedzieć czemu służy.

Dzień kobiet - jeśli go w ogóle święcić, to nie pokazując palcem te "czarne, brzydkie i złe", lecz afirmując kobiecość. Po prostu kobiety: aktywne, pozytywne, pracowite, kochające, złoszczące się, ambitne, pogodzone z życiem, gdy trzeba altruistyczne, czasem ciut egocentryczne, a bywa, że leniwe. Robiące na drutach i zarządzające firmami. Grube i chude.

Różne. I w większości bardzo kolorowe. Więc zamiast odcinać czy podcinać, lepiej podlewać i pozwalać rozwijać się. Jak to z kwiatami bywa.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska Agata Puścikowska Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 redaktor warszawskiej edycji GN, od 2011 dziennikarz działu „Polska” w GN. Autorka kilku książek, m.in. „Wojennych sióstr” oraz „Święci 1944. Będziesz miłował”.