Przed sądem w Nakle nad Notecią nie doszło do ugody pomiędzy kibicem a sztangistą Adrianem Zielińskim. Sympatyk podnoszenia ciężarów domagał się przeprosin, po tym jak okazało się, że sportowiec stosował doping i nie wystąpił podczas igrzysk w Rio de Janeiro.
Michał Gniatkowski, radca prawny z Poznania, zwrócił się do sądu rejonowego w Nakle nad Notecią z wnioskiem o zawezwanie do próby ugodowej. Wezwany został mistrz olimpijski z Londynu (2012) w podnoszeniu ciężarów Adrian Zieliński. Pochodzący z Mroczy sztangista podczas ubiegłorocznych Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro został wykluczony wraz z bratem Tomaszem z kadry ze względu na domniemane zażywanie środków dopingujących (nandrolon). Właśnie to było przyczyną złożenia wniosku przez prawnika z Wielkopolski.
"Jestem bacznym obserwatorem sportu od wielu lat i dla mnie to co się stało nie jest może tak wielkim rozczarowaniem jak z pewnością dla kilkunastoletniego kibica, który z wypiekami na twarzy czeka na występ reprezentanta kraju, a potem dowiaduje się, że brał on doping i zostaje zdyskwalifikowany. Moim celem nie jest upokorzenie pana Adriana Zielińskiego, ale chciałbym, aby po ponad pół roku od igrzysk nie ukrywał się za jakimiś oświadczeniami tylko spojrzał kibicom prosto w twarz" - powiedział PAP Gniatkowski.
W wezwaniu domagał się od reprezentanta Polski przeprosin w trzech ogólnopolskich gazetach, ogólnoinformacyjnych i sportowych, oraz wpłaty po 1 tys. złotych na dwie fundacje wspomagające sportowców.
Swój wniosek Gniatkowski uzasadnił rozczarowaniem z powodu wykluczenia Zielińskiego z udziału w rywalizacji podczas igrzysk w Rio de Janeiro z uwagi na stosowanie dopingu. Rozgoryczenie jest tym większe, że pochodzący z Mroczy sztangista był jedną z największych polskich "nadziei" na zdobycie złotego medalu. Wnioskodawca uważa, że świadome stosowanie przez reprezentanta Polski niedozwolonego dopingu naruszyło jego dobra osobiste. Podkreślił także, że czuje się niejako reprezentantem wielu tysięcy kibiców rozczarowanych tym, co stało się w Brazylii.
Na piątkowym posiedzeniu w Sądzie Rejonowym w Nakle nad Notecią poza wzywającym do ugody pojawił się przedstawiciel Adriana Zielińskiego, który kategorycznie odmówił zawarcia ewentualnej ugody.
"Uważamy, że roszczenie skierowane w stosunku do pana Adriana Zielińskiego jest bezzasadne. Nie doszło do naruszenia dóbr osobistych, w konsekwencji nie istnieje możliwość zawarcia ugody w tym zakresie. Ponadto pojawiło się także we wniosku o zawezwanie do ugody kilka informacji nieprawdziwych" - powiedział Łukasz Klimczyk, radca prawny, przedstawiciel sztangisty.
Zapytany czy Zieliński, skoro stwierdzono obecność w jego organizmie środków niedozwolonych, nie czuje się jednak zobowiązany do ewentualnych przeprosin polskich kibiców, powiedział:
"W dalszym ciągu trwa postępowanie dyscyplinarne, więc w konsekwencji, co do zasady nie wypowiadamy się do jego zakończenia. Co prawda, została wydana decyzja w pierwszej instancji panelu dyscyplinarnego działającego przy Komisji Do Zwalczania Dopingu w sporcie, jednak do dziś, pomimo upływu dwóch miesięcy od ogłoszenia, nie otrzymaliśmy jej jeszcze w formie pisemnej. W konsekwencji nie możemy wnieść środka odwoławczego, z którego skorzystamy, o czym wielokrotnie pan Adrian Zieliński mówił".
Wnioskujący o ugodę prawnik nie był zadowolony z takiej postawy przedstawiciela sportowca, choć był gotowy do zmodyfikowania swoich żądań.
"Staram się zawsze z każdej sytuacji wyciągać plusy, więc cieszę się, że choć nie było pana Adriana Zielińskiego osobiście, stawił się jego pełnomocnik. Żałuję jednak, że nie doszło do żadnej próby porozumienia, oraz, że sąd nie wyraził zgody na utrwalanie obrazu i dźwięku z tego posiedzenia. Szkoda, że reprezentant Polski, ustami swojego pełnomocnika chowa się za sformułowaniami typu, +postępowanie jest w toku+, że ja +nie mam jako osoba fizyczna roszczenia względem jego osoby+, czy choćby to, że w moim wniosku znalazły się sformułowania mijające się z rzeczywistością".
Jak podkreślił Gniatkowski, stawiając się na piątkowe posiedzenie w sądzie był nawet gotów zmodyfikować swoje żądania.
"Byłem gotowy do tego, że mogę zmodyfikować swój wniosek, co więcej, wiedząc, że pan Zieliński złożył odwołanie od decyzji dopingowej, można było zgodzić się na zawieszenie tego postępowania czy sformułować ugodę w ten sposób, że wejdzie ona w życie po uprawomocnieniu się decyzji dopingowej. Wniosek można było także zmodyfikować tak, by przeprosiny nie dotyczyły mojej osoby, bo nie chcę być tu w centrum uwagi, ale ogólnej rzeszy kibiców w Polsce. Chciałem swoim wnioskiem pokazać, że w obliczu tego typu wydarzeń związanych z dopingiem są jeszcze kibice, którzy mają prawo być bardzo rozczarowani taką postawą sportowca. Jestem jednak pewien, że w dużej mierze większość z nich byłaby w stanie wybaczyć mu takie zachowanie, ale chcieliby usłyszeć prawdę, a nie wyjaśnienia, które dla większości są niewiarygodne" - powiedział.
Do ugody przed Sądem Rejonowym nie doszło, a kolejną możliwością dla wnioskodawcy jest skierowanie sprawy do Sądu Okręgowego.
"Pan Adrian Zieliński nie pozostawia mi wyboru, bo liczyłem jednak na bardziej otwartą postawę, jeśli nie jego, to przynajmniej pełnomocnika. Skoro takiej możliwości nie było, skłaniam się ku temu, by sprawę skierować do sądu, ponieważ uważam, że skoro powiedziałem +a+, trzeba powiedzieć +b+" - powiedział Gniatkowski. (PAP)
fry/ sab/ cegl/