Po długich latach obowiązywania prawa zakazującego obywatelowi ścinania drzew na własnej posesji w wielu głowach zakodowało się socjalistyczne myślenie typu: „Co twoje, to i moje”.
Wiewiórka leży w zagłębieniu ściętego pnia. Chyba nieżywa. Co się stało? Zły drwal ściął zwierzątko razem z pniem? A może wiewiórka przytuliła się do „zamordowanego” drzewa, serce jej pękło i tak została?
Trochę dziwne, jak mogło w naturalny sposób dojść do sytuacji pokazanej na zdjęciu, które od czwartku robi karierę w sieci. Ma to być dowód na straszliwe skutki prawa, które zezwoliło Polakom na wycinanie drzew na własnej posesji. Fotka jednak została podobno zrobiona w parku Szczęśliwickim w Warszawie, gdzie, jak się okazuje, wycinkę robiono… w czerwcu minionego roku. Więc nie na terenie prywatnym i nie w czasie obowiązywania nowego prawa. Ale kogo to obchodzi. „Zdjęcie symboliczne” – ma szarpać za serce i gniewać, gniewać, gniewać. Niech lud zaciska pięści i pomstuje na niszczycieli wszystkiego.
Jak to wszystkiego? No tak! Widzimy to na ekranach, słyszymy w radiu i czytamy w gazetach. Ot, choćby w piątkowym felietonie Moniki Olejnik w GW. Nazywa się to „Co by tu jeszcze wyciąć”, a tekst zaczyna się tak: „Idą jak burza. Wycinają wszystko, co się da, począwszy od drzew”.
No, chwytliwe hasła, bo ludziska mają dobre serca i kochają przyrodę. Poza tym po długich latach obowiązywania prawa zakazującego obywatelowi ścinania drzew na własnej posesji w wielu głowach zakodowało się socjalistyczne myślenie typu: „Co twoje, to i moje”. – Skoro drzewo sąsiada ocieniało moją huśtawkę, to jakim prawem sąsiad odebrał mi teraz mój cień? – gniewa się jeden z drugim.
Otóż dlatego, drogi socjalisto, że to jego drzewo i słusznie ma wreszcie możliwość zrobić z nim, co tylko zechce. Skandalem było to, że do niedawna nie mógł tego zrobić.
Owszem, niektórym może się wydawać, że w Polsce trwa eksterminacja drzew, bo trochę ich (na prywatnych posesjach) ostatnio padło – ale to przecież normalne, że gdy tyle tego przez lata narosło, to się wreszcie robi porządki, skoro można. Zwłaszcza że sam Jarosław Kaczyński, wyczulony na głos ludu w sprawach, które są mu obojętne, przebąkuje o zmianie ustawy. No to przecież każdy normalny człowiek rozumie, że musi się z wycinką śpieszyć, bo mu znowu zakażą albo coś.
Bez paniki, rodacy. Nawet gdyby na wszystkich prywatnych posesjach padły wszystkie drzewa (co się, oczywiście nie stanie, bo normalny człowiek lubi drzewa, a wycina tylko te, które mu przeszkadzają), to i tak Polska byłaby w czołówce zalesionych państw Europy. Mamy mnóstwo lasów i nikt ich nie zamierza ścinać ponad to, co się zawsze słusznie robi w ramach gospodarki leśnej. To raczej poprzednia ekipa kombinowała w sprawie opchnięcia komuś lasów państwowych – pamiętacie jeszcze takie coś?
„Dobra zmiana” – ironizują internauci, przerażeni, że będziemy żyć na ziemi gołej, suchej i spękanej od Bałtyku po gór szczyty. Bzdura. Co jak co, ale wprowadzenie możliwości wycinania własnych drzew to jest naprawdę dobra zmiana. I oby tu socjalizm nigdy nie wrócił.
P.S.
AKTUALIZACJA
— NZG (@NZGoebbelsa) 3 marca 2017
Jest ciekawiej, niż przypuszczaliśmy.#fakenews @gazetapl_news pic.twitter.com/4QPHGUAUH2
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.