Kochamy je za świetną lokalizację, nienawidzimy za nieznośną ciasnotę. Ich powstanie zawdzięczamy jednemu człowiekowi.
W większych miastach jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne osiedla. W Warszawie deweloperzy budują je m.in. na Bemowie, Pradze, Woli, Bielanach... Lista miejsc jest długa, a chętnych na zakup nie brakuje. Stolica pęka w szwach, a napływających do niej ludzi trzeba gdzieś ulokować. Klient jest coraz bardziej wymagający, nie zadowoli się już gomułkowskim minimalizmem czy gierkowską wielką płytą. Teraz jest nowocześnie: tarasy, salony, otwarte przestrzenie, podziemne parkingi, a w pobliżu sklepy, żłobki i kawiarnie. Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że te wszystkie udogodnienia nie są odkryciem ostatnich lat, ale wiernym zrealizowaniem koncepcji architekta, który był inspiracją także dla socrealistów. Urodzony prawie 130 lat temu Le Corbusier odpowiada za wielką rewolucję, która dokonała się w miastach. To właśnie dzięki niemu tak wiele osób mieszka w blokach – według danych Eurostatu w Polsce to ok. 50 proc. obywateli, w Hiszpanii i na Łotwie aż 65 procent. Jak to się stało, że ogromne prostopadłościany, wykonane z betonu, cegły lub innego materiału, opanowały cały świat?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Kalbarczyk