"Istnieje wśród młodzieży duży głód rozmowy na temat cielesności, seksualności. Często młodzi mówią mi z żalem, że nikt z nimi o tym nie rozmawia..." Wywiad z Magdaleną Siemion, autorką książki o miłości i seksualności w świetle nauk Jana Pawła II.
Ludwika Kopytowska: Przeczytałam Twoją książkę "Seks Cię wyzwoli". Nie za ostro jak na początek? Dlaczego taki tytuł? Jak seks może wyzwolić?
Magdalena Siemion: Mogłabym zacząć od tego, że o. Knotz napisał książkę „Seks jest boski”, więc nie jestem pierwsza, która szokuje tytułem :) Ale zacznę inaczej. Najpierw małe sprostowanie. Tytuł mojej książki nie brzmi „Seks cię wyzwoli”, tylko „Seks według Jana Pawła II cię wyzwoli”. To jednak różnica zasadnicza. Muszę się przyznać, że rzeczywiście tytuł budzi ogromne kontrowersje, o czym najbardziej przekonałam się na spotkaniu autorskim, podczas którego głównie starsze osoby pytały mnie z przerażeniem, jak mogłam dać taki tytuł. Już się tłumaczę. Po pierwsze, oczywiście, że jest to tytuł prowokujący i tak miało być. Książka jest skierowana przede wszystkim do ludzi młodych i myślę, że ten tytuł po prostu może ich na tyle zaintrygować, że po nią sięgną. Samym tytułem chciałam również nieco odczarować słowo „seks”, które w religii chrześcijańskiej cały czas jest kojarzone z czymś grzesznym, złym, nieczystym. Tymczasem już 60 lat temu Karol Wojtyła mówił o tej rzeczywistości jako nie tylko bardzo pięknej i ważnej, ale prowadzącej małżonków do świętości. Po drugie nie wiem, czy wiesz, ale Jan Paweł II zapytany przez Andre Frossarda – francuskiego filozofa o to, jakie wybrałby zdanie z całej Biblii, gdyby musiał wybrać tylko jedno, odpowiedział: Prawda was wyzwoli! Jak się domyślasz tytuł książki jest parafrazą tych słów – prawda o seksualności człowieka, prawda o tym, kim jesteśmy również w tym wymiarze cielesnym, jest wyzwalająca! Nie seks! Papież już dawno zwrócił uwagę na to, że ciało jest „nie-dość- wartością”, to znaczy, że przez współczesną kulturę przesiąkniętą seksualnością, właśnie ciało ludzkie jest najbardziej sponiewierane. Zwłaszcza ciało kobiety, które sprowadza się do zabawy czy narzędzia dostarczającego przyjemność. I tym ciałem reklamuje się dosłownie wszystko: od proszku do prania do opon.
Powiem szczerze, duże litery i grafiki z początku mnie zniechęcały do przeczytania. Niektóre strony wyglądały jak nagłówki bilbordów. Skąd taki pomysł?
Zniechęcały? To właśnie miał być ten element przyciągający - duża, krzycząca czcionka, lustro, pytania. Publikacji na temat teologii ciała, wydrukowanych na szarym papierze, drobnym maczkiem, na rynku jest sporo, ale kto to przeczyta? Kogo to zainteresuje. Być może poszłam na łatwiznę i dostosowałam się do wymogów obecnej kultury tej popularnej, ale jeżeli chcemy dotrzeć z ważną nowiną do młodzieży to musimy ich czymś zainteresować.
Jednak w miarę czytania, kiedy wgryzłam się w treść miałam nawet wrażenie, że odrabiam pracę domową z "Przygotowania do życia w rodzinie". Czy ta książka mogłaby rzeczywiście służyć za podręcznik dostępny w szkołach na takich lekcjach?
Nie wiem, czy to nie za duże słowo – podręcznik. Ja bym to nazwała raczej przewodnik i to w dodatku w pigułce :) Celem książki było to, żeby młody człowiek, który po raz pierwszy spotyka się z tą myślą, się nią zachwycił, zafascynował, żeby po jej przeczytaniu powiedział sobie: "Chcę więcej! Wojtyła, Jan Paweł II jest genialny. Muszę to zgłębić".
Czy planujesz taką akcję w szkołach, aby książkę zaproponować nauczycielom?
Bardzo bym chciała. Bardzo liczę na środowiska katolickie, które pomogą mi w rozpowszechnianiu zarówno książki jak i warsztatów. Do tej pory, mówię to niestety ze smutkiem, nawet jak opowiadałam znajomym katechetom, księżom o moich zajęciach, to oczywiście mówili mi: świetnie, że to robisz, rób dalej i na tym się to kończyło, a wiadomo, że ja sama niewiele mogę zdziałać. Marzy mi się, aby powstał albo jakiś zespół, albo grupa właśnie katechetów czy edukatorów, którzy jeździliby z teologią ciała po szkołach po całej Polsce. Wcześniej zostaliby oczywiście do tej roli odpowiednio przygotowani.
Czy ta książka może być alternatywą dla edukacji seksualnej, w ramach której przykładowo nakłada się prezerwatywy na banany?
Jak najbardziej! Na moich warsztatach nie ma ćwiczeń z bananem czy kiwi. Zastanawiamy się natomiast nad tym, czym jest ludzkie ciało, dlaczego w ogóle je mamy, dlaczego jesteśmy stworzeni jako kobiety i mężczyźni, czym jest miłość, co to znaczy kogoś kochać, co znaczy uczynić ze swojego życia dar dla innych. Młodzi są spragnieni dyskusji na te tematy, a jeszcze bardziej odpowiedzi na wyżej postawione pytania.
Czym dla Ciebie jest seks?
Przyznam, że dopóki nie poznałam teologii ciała Jana Pawła II, współżycie seksualne było dla mnie oczywiście wyrazem miłości do drugiego człowieka, ale nigdy nie przypuszczałabym, że ma ono odzwierciedlać wewnętrzną miłość Trójcy Świętej, że jest obrazem miłości Boga – to było dla mnie bardzo odkrywcze i to tak naprawdę mnie zachwyciło!
Jak to się w ogóle stało, że zajęłaś się tematyką seksu i teologii ciała?
O teologii ciała usłyszałam po raz pierwszy 10 lat temu na wykładach w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie. Po śmierci papieża, kiedy panował boom zainteresowania jego osobą uruchomiono studia podyplomowe „Życie i myśl Jana Pawła II”. Nie mogłam się nie zapisać. Każde słowo chłonęłam jak małe dziecko, które uczy się mówić. Absolutnie zafascynowałam się tym nauczaniem! Już wtedy poczułam ogromne pragnienie dzielenia się tą myślą. Nie zapomnę pewnej pani, która po zajęciach ze łzami w oczach powiedziała, że gdyby wcześniej o tym wiedziała, jej życie wyglądałoby inaczej.
W książce wspominasz, że prowadzisz warsztaty dla młodzieży. Jaka była reakcja młodych na treści, które przedstawiałaś?
Istnieje wśród młodzieży duży głód rozmowy, na temat cielesności, seksualności. Często młodzi mówią mi z żalem, że nikt z nimi o tym nie rozmawia, pytają czy będą kolejne zajęcia, czy jeszcze przyjadę. Reakcja na prezentowane treści jest zależna od wieku uczestników. Gimnazjaliści zazwyczaj chłoną je z wypiekami na twarzy, wśród licealistów jest większy „opór” ale za to możemy podyskutować. Ważne, żeby usłyszeć ich zdanie, ich problemy. Podczas warsztatów staram się niczego nie narzucać. Zawsze mówię, że nie przyjechałam nikogo indoktrynować, chcę tylko przedstawić wersję miłości, seksualności człowieka, o której z pewnością nie dowiedzą się z Internetu czy innych mediów. Wybór należy oczywiście do nich.
Czy ktoś się oburzał i wychodził z zajęć?
Raz mi się zdarzyło, że dziewczyna wstała, powiedziała, że jest niewierząca i że te treści w ogóle do niej nie trafiają. Miała do tego prawo.