Zdaniem wicepremiera, ministra nauki Jarosława Gowina studia medyczne powinny być płatne - studenci otrzymywaliby stypendia, które później musieliby odpracować w kraju. Resort zdrowia poinformował PAP, że nie jest krytyczny wobec tej propozycji; wymaga ona analiz.
Zdaniem wicepremiera, ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina studia medyczne powinny być płatne. "Taka odpłatność powinna być wprowadzona w połączeniu ze stypendiami, które pokrywają 100 proc. kosztów, ale potem trzeba byłoby te stypendia odpracować przez kilka lat. Albo jeżeli młody lekarz chce wyjechać za granicę, niech zwróci stypendium" - powiedział Gowin w środę w radiu TOK FM.
Dzień później w radiowej Trójce przekonywał, że corocznie Polska ponosi bardzo wysokie koszty kształcenia lekarzy, którzy później wyjeżdżają do zamożniejszych krajów, np. do Francji, Niemiec lub Norwegii. Ocenił, że wprowadzenie zasady finansowania studiów przez stypendia, które będą umarzane po odpracowaniu w kraju, nie jest sprzeczne z konstytucją.
W czwartek rzeczniczka resortu zdrowia Milena Kruszewska poproszona przez PAP o komentarz do propozycji wicepremiera oceniła, że "pomysł wymaga analiz, zasięgnięcia opinii ekspertów, porównań międzynarodowych". "Zajmujemy się tym" - dodała. "Nie jesteśmy krytyczni. Naszym priorytetem jest bezpieczeństwo pacjentów" - zaznacza Kruszewska.
To już kolejny raz, gdy powraca dyskusja nad możliwością wprowadzenia odpłatności za studia medyczne. Dokładnie przed rokiem Gowin w jednym z wywiadów przedstawiał analogiczną propozycję wprowadzenia płatnych studiów medycznych z państwowymi stypendiami, które przez kilka lat należałoby odpracowywać. Resort nauki szacował, że wykształcenie lekarza kosztuje co najmniej 500 tys. zł.
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł komentował wówczas, że w jego ocenie obciążanie młodych lekarzy kosztami kształcenia nie jest dobrym rozwiązaniem, a zakaz wyjazdu z kraju czy odpracowywanie studiów nie zahamują emigracji młodych lekarzy. Wskazywał, że receptą na niedobory kadrowe w niektórych specjalizacjach medycznych jest zwiększanie naboru na polskojęzycznych studiach medycznych.
"Do pewnego stopnia emigracja - ale także powroty lekarzy z emigracji - to coś, co ma korzystny wpływ na system ochrony zdrowia, ponieważ młodzi ludzie za granicą nabywają doświadczenia i pewnego dystansu w patrzeniu na rozwiązania, które są u nas" - mówił Radziwiłł.
Z propozycją, by lekarze po zakończeniu rezydentury byli zobowiązani do pracy w Polsce przez określony czas, do ministra zdrowia przed rokiem występowała również ówczesna rzecznik praw pacjenta Krystyna Kozłowska. Argumentowała, że część lekarzy, po ukończeniu szkolenia w ramach rezydentury, emigruje do krajów, w których ten zawód jest lepiej opłacany. Zwracała uwagę, że w efekcie w Polsce brakuje wielu specjalistów, m.in. pediatrów, chirurgów, diabetologów i lekarzy rodzinnych.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz przekonywał wówczas, że głównym czynnikiem emigracji lekarzy nie są warunki finansowe, ale nadmierna biurokracja i nierespektowanie dopuszczalnego czasu pracy lekarzy. Podkreślał, że zaświadczenia potrzebne do podjęcia pracy w innych krajach UE odbierają nie tylko rezydenci i młodzi lekarze, ale też doświadczeni specjaliści, co potwierdza, że przesłanki ekonomiczne nie są głównym powodem emigracji.