Wiedzieli państwo, że wraz z wiedzą o rozrodczości człowieka małolatom wciska się ofertę przemysłu gumowego i pigułkowego?
„Nowa szkoła dzieci nie nauczy” – głosi duży tytuł na pierwszej stronie „Wyborczej”. Pod spodem tłustym drukiem wykaz rzeczy, których w programie nie będzie: „Biologia bez antykoncepcji, matematyka bez funkcji, a chemia bez izotopów…” – i coś tam jeszcze o „zapaści czytelnictwa”, jaka przydarzy się małolatom po reformie edukacji (tak jakby teraz czytały coś poza tym, co wyświetla się na ekranie smartfona).
Ja tam nie wiem, czy szkoła w nowej wersji nauczy czy nie nauczy, ale hasło „biologia bez antykoncepcji” daje nadzieję, że nauczy lepiej niż dotychczas.
To przecież chyba dobrze, że wywalą antykoncepcję z biologii, no nie? Bo, po prawdzie, co środki antykoncepcyjne mają wspólnego z biologią? Chyba tyle, ile nauka o rodzajach bomb lotniczych ma wspólnego z architekturą. No, związek jakiś jest, to fakt, ale na zasadzie przeciwieństw. Czy to normalna praktyka, żeby ucząc o czymś twórczym, uczyć od razu o sposobach zapobiegania temu albo wręcz niszczenia tego?
To oczywiste, że na biologii uczeń dowiaduje się o rozrodczości człowieka, ale z jakiej racji wciska mu się od razu ofertę przemysłu gumowego i pigułkowego? To nie jest żadna biologia, jeśli już to antybiologia. To tak, jakby w szkole rolniczej uczyli takiego orania, nawożenia i siania, żeby nic z tego nie urosło. Już widzę temat takiej lekcji: „Sposoby zabezpieczania się przed plonem”. Albo: „Jak zatkać siewnik, żeby nasiona nie wpadały w glebę”. Lub też: „Metody wyjałowienia roli”.
Głupie, prawda? Ale, przepraszam, antykoncepcja jest mądrzejsza? Przeciwnie – jest jeszcze głupsza, a przy tym bardziej niszcząca dla indywidualnego człowieka i ostatecznie dla całej ludzkości.
Ludzie się, owszem, przyzwyczaili, że antykoncepcja to osiągnięcie cywilizacyjne, ale jest dokładnie przeciwnie: właśnie ona stworzyła antykulturę użycia i kult bezpłodności. To gloryfikacja pustej przyjemności, bo wypreparowanej z celowości. To najprostszy sposób nauczenia ludzi hedonizmu i braku odpowiedzialności za swoje zachowania seksualne. Choć się o antykoncepcji uczy na biologii, to nie ma nic wspólnego z biologią, podobnie jak nie ma związku z leczeniem, choć się ją sprzedaje w aptekach.
Przyznam, że nawet nie wiedziałem o tym, że w programie biologii znalazła się antykoncepcja. Przed napisaniem tego tekstu zapytałem więc o to doświadczoną nauczycielkę biologii, która to potwierdziła. I przyznała, że z biologią nie ma to związku.
Jak widać, przynajmniej w tej dziedzinie reforma edukacji jest konieczna.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.