On do Ciebie nie ma prawa, a Ty do niego też nie.
Związałaś się z żonatym mężczyzną?
Oto co się stało:
Z uśmiechem i przy bezradnej akceptacji wielu, „wsiadłaś do cudzego auta”, jedziesz i masz gdzieś przepisy ruchu drogowego.
Normalnie, to powinno martwić wszystkich, którzy Cię kochają…
Cóż, możesz oczywiście mi powiedzieć:
„a co ci do tego?”
oraz
„to nie twoja sprawa”
oraz
„właścicielem auta jest ten, kto trzyma kierownicę”
oraz
„tak pojadę, że się nie rozbiję”
oraz
„w ruch drogowy jest jednak wpisane miłosierdzie”
oraz…
itd.
Ale to nie jest w porządku z żadnej strony.
I to jest dokładnie „bądź wola moja”.
Ja naprawdę chciałbym, żebyś była szczęśliwa, ale czy to możliwe bez błogosławieństwa? Wątpię.
Jesteś córką królewską, a nie byle kim dla byle kogo. Twój „pan” ma żonę. Ślubował jej. To nic nie znaczy? Choćby nie wiem, jaką jędzą była, to jego to ze ślubu nie zwalnia. On do Ciebie nie ma prawa, a Ty do niego też nie. On nie jest „Twój”, a Ty nie jesteś „jego”. Ja rozumiem, że każdy chce być kochany, że każdy chce doświadczać miłości i że bez tego bardzo ciężko żyć, tylko… czy to jest miłość?
Boli mnie, że wygląda na to, że wszyscy się z tym pogodzili.
„Ona jest dorosła, wie co robi. To jej wybór. Daj spokój.” Itd. To jest masakrycznie przykre. Ten Twój „pan”, to człowiek. Też kochany przez Boga, ale to nie rodzina i nigdy nie będzie. To ktoś, kto naraża Ciebie i siebie na piekło.
Normalnie to wszyscy wiedzą, że jak się wsiada do cudzego auta, jedzie i ma się gdzieś przepisy ruchu drogowego, to jest to bardzo niebezpieczne i może się źle skończyć.
To dlaczego wszyscy Twoi bliscy żyją tak, jakby nic złego się nie działo?
Ratuj się póki czas!