Polska może być wśród liderów odrodzenia Zachodu, ale najpierw musimy tego chcieć.
W tym roku oglądałem koniec świata. Ściśle biorąc – jego odbicie w oczach naszych liberalnych kolegów w Brukseli nazajutrz po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa. A wcześniej był Brexit. Piszę o tym bez satysfakcji (w końcu, parafrazując Bismarcka, w nadmiernym przejęciu cudzymi sprawami jest już początek nielojalności wobec naszej sprawy narodowej), ale by zobrazować znaczenie reakcji prawicowej budzącej się na Zachodzie. To jeszcze nie zmiana (i nie wiadomo, jakie zmiany przyniesie), ale zwrot jest faktem stwierdzalnym. Ta reakcja kieruje się przeciw politycznym, kulturowym i gospodarczym skutkom globalizacji, przez którą ludzie i narody tracą poczucie kontroli nad własnym życiem. Ma różne odniesienia, ale najważniejszym jest państwo narodowe. Własne państwo, które jest gwarantem naszej wolności i tożsamości, bez którego „demokracja” staje się jedynie obieralną administracją, zarządzającą decyzjami podejmowanymi o nas bez nas. Obowiązkiem polityków jest znaleźć dla Polski miejsce w zmieniającym się świecie zachodnim, który może lepiej rozumieć prawa i wartości naszego kraju oraz innych państw Europy Środkowej. Przestrogi przed Rosją, która tą reakcją chce manipulować, trzeba brać bardzo serio. Ale nie po to, by uznawać dekadencję Europy i władzę jej promotorów za rzecz nieuniknioną, ale by wreszcie zacząć tutaj – w Europie Środkowej – kontrrewolucję kulturową, o której niedawno mówił premier Orbán, tak by Polska stała się rzecznikiem zasad cywilizacji chrześcijańskiej w Europie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek