Dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin zwraca uwagę, że na katechezy przedmałżeńskie przychodzą często analfabeci religijni, zupełnie niezainteresowani sprawami wiary. "Trzeba się zastanowić jak dotrzeć do takich ludzi" – podkreśla.
Czyli Franciszek na pytanie o to, czy ten proces rozeznania ma trwać jedną, dwie trzy spowiedzi, może ileś spotkań poza konfesjonałem, odpowiedziałby prawdopodobnie w takim stylu: „bracie to jest twoja sprawa, to jest kwestia twojego sumienia, więc jeśli rozpoznasz w 15 minut, proszę bardzo, jeśli potrzebujesz miesiąca na spotkanie również poza konfesjonałem, to też dobrze". Czy tak?
– Tak. Właśnie tak odczytywałbym ducha Franciszka. Myślę, że nawet gdyby przyszły dwie osoby z podobnymi historiami Ojciec Święty uznałby, że najpierw rozpatrzy jedną, potem drugą, a decyzje mogłyby być różne. Może też nastąpić sytuacja, kiedy z takim problem przyjdzie małżeństwo niesakramentalne, a ksiądz uzna, że na przykład mąż jest gotowy na przyjęcie Komunii świętej, a żona nie lub odwrotnie.
Tu rodzi się pytanie - jak mieć w sobie tyle odwagi i dojrzałości kapłańskiej, by umieć powiedzieć prawdę. Musisz poznać serce człowieka, a to wymaga czasu, stałej formacji, towarzyszenia w rozeznawaniu.
I na to wszystko Franciszek liczy, bo wspomina, że zamiarem tej adhortacji nie jest mnożenie dystynkcji, tworzenia kolejnych uściśleń. To ogromny apel do odpowiedzialności, zarówno spowiednika jak i penitenta.
– Tak to odczytuję. Potwierdza to również ostatni list apostolski "Misericordia et misera", który mówi m.in. o postawieniu sakramentu pokuty w centrum życia duchowego, a później bardzo mocno apeluje do spowiedników, że mają się przygotować i wezwać na pomoc Ducha Świętego. Do penitenta też mówi, by przygotował się dobrze do spowiedzi.
Jak przebiegają prace nad "Vademecum dla spowiedników", które miało pomóc duchownym w rozmowach z osobami będącymi w różnych nieuregulowanych czy trudnych sytuacjach małżeńskich?
– Prace idą powoli, ponieważ trwają rozmowy na temat jak to zrobić by nie zatracić tego właśnie ducha papieża Franciszka. Byśmy nie postawili tych "bramek" czy też kolejnych uściśleń, których on nie chciał tworzyć i by nie było to sprzeczne z tym, do czego on nas zaprasza. To bardzo delikatna kwestia.
Dostosowanie posynodalnej adhortacji "Amoris laetitia" do polskich realiów jest priorytetem duszpasterstwa rodzin - mówił ksiądz latem na zebraniu biskupów. Jak przebiegają prace nad realizacją litery i ducha tego Franciszkowego programu, jeśli chodzi o Kościół w Polsce?
– Dzięki pracy Jana Pawła II nie zaczynamy od zera. Są już pewne fundamenty, na których się opieramy. To kwestia prowadzenia katechez przedmałżeńskich w duchu procesu spotkania z Jezusem Chrystusem i pewnego działania kerygmatycznego. Niestety, widać że poszliśmy trochę w innym kierunku, sięgnęliśmy za mocno do nauk humanistycznych, socjologii czy psychologii i dopiero na drugim miejscu stanął Chrystus.
To jest spostrzeżenie, które zgłosili sami duszpasterze i osoby świeckie prowadzący te katechezy. A skoro my sami dochodzimy do wniosku, że za mało głosimy Jezusa Chrystusa narzeczonym, którzy przygotowują się do sakramentu małżeństwa, powinno to zmusić do refleksji. I ta refleksja łączy się z tematyką "Amoris laetitia", w której Ojciec Święty bardzo mocno mówi, że przygotowanie do małżeństwa musi być oparte na osobowym spotkaniu z Jezusem. Bez tego nie da się dobrze przygotować do małżeństwa.
Młodzi zawierający związek sakramentalny często deklarują: nie wierzymy w skuteczność sakramentu. Zawieramy go, bo wypada, bo to pewna tradycja. Mamy tu problem braku wiary.
A czy możemy się spodziewać jakiegoś nowego projektu pracy z młodymi małżeństwami?
– Szukamy pomysłów na poziomie ogólnopolskim i parafialnym i ta odpowiedź jest wciąż znikoma. Najbardziej sprawdzają się zajęcia w niewielkich grupach, oparte o pewne warsztaty, najczęściej na zasadzie: małżeństwo, które przeżyło pewne doświadczenie, zaprasza inne małżeństwo. Takiego odgórnego programu pracy z młodymi małżeństwami nie mamy. Będziemy myśleć o tym, by go przygotować.
Niestety, masowe zaproszenia, szukanie na siłę – nie sprawdza się. To musi być działanie jednostkowe, oparte na docieraniu do konkretnych małżeństw, zapraszaniu ich, rozmowie, tworzeniu pewnej wspólnoty.
To, co widać w adhortacji i do czego my zapraszamy, to tworzenie małych grup młodych małżeństw przy parafii, które niekoniecznie muszą mieć od razu program i strukturę, ale tak jak zapraszał Ojciec Święty - mogą się spotkać, porozmawiać, pomodlić, stworzyć taką wspólnotę.
Myślę, że problemem jest to, że wielu kapłanów jeszcze tego nie czuje albo obawia się spotkania z małżeństwami. Staramy się to jakoś rozwiązywać poprzez spotkania z księżmi, rekolekcje dla nich, spotkania formacyjne, gdzie udaje się dojść do pewnych wniosków. Niektórzy dzielą się własnymi, sprawdzonymi już pozytywnie pomysłami a inni księża postanawiają je naśladować u siebie.
Jakakolwiek próba realizacji "Amoris laetitia" z naciskiem z góry, nie przyniesie rezultatu.