Tak przynajmniej wynika z próbnej matury, którą przygotowało jedno z wydawnictw.
O skandalicznym zadaniu z arkusza matury próbnej z WOS stworzonej przez wydawnictwo OPERON informuje portal WP.pl. Jedno z zadań we wspomnianym teście brzmi: „Rozstrzygnij, czy zdjęcie ilustruje tradycyjny model rodziny. Swoje zdanie uzasadnij, odwołując się do fotografii”.
Na zdjęciu ojciec pochylający się nad wózkiem z malutkim dzieckiem. Odpowiedź na egzaminacyjne pytanie wydaje się oczywista jak to, że śnieg nie pada w lipcu. W końcu facet z fotki nie trzyma za rękę drugiego faceta, nie flirtuje z dwiema kobietami naraz, w wózku natomiast jest dziecko, a nie - dajmy na to - koza. Ot, normalny tata, w normalnej rodzinie, akurat bawi się z synkiem czy córeczką.
A jednak nie! Pozory mylą! To NIE JEST TRADYCYJNA RODZINA. Dlaczego nie jest? Bo - jak czytamy w kluczu odpowiedzi - „Rodzina tradycyjna, inaczej patriarchalna, to rodzina, w której opieka nad dziećmi jest zadaniem kobiety. Natomiast mężczyzna zapewnia byt materialny i reprezentuje ją na zewnątrz”.
Zatem kobieta do dziecka, a ojciec do roboty. W firmie, ewentualnie przydomowym warsztacie. Widzenie z dzieckiem? Najwcześniej przy okazji Pierwszej Komunii. I nie, że młody na kolanach u tatusia, tylko grzecznie, na baczność recytujący przed głową rodziny wiernopoddańczy hołd rozpoczynający się słowami "Drogi Ojcze".
A teraz na serio. Nie mam zielonego pojęcia, jak bardzo trzeba być odklejonym od rzeczywistości życia rodzinnego, żeby obraz ojca z dzieckiem uznać za nietradycyjny model rodziny, bo w tych tradycyjnych to ojciec czasu z dzieckiem nie spędza. Nie chcę zgadywać, czy autorem tego zadania jest ktoś o skrajnie konserwatywnych poglądach, czy ktoś z drugiego marginesu - środowisk feministycznych (na co wskazywałoby użycie określenia "rodzina PATRIARCHALNA", które jest dla tych środowisk charakterystyczne). Wystarczy, że ktokolwiek, kto zetknął się bliżej z wychowaniem dzieci, może na tak sformułowane zadanie popatrzeć ze zdziwieniem lub politowaniem.
Dziecko potrzebuje obojga rodziców. Mamy i taty. I chociaż na pewnych etapach rozwoju potrzeba bliskości z mamą jest większa niż z tatą, to wcale nie oznacza, że ojciec ma zajmowanie się dzieckiem z głowy. I żaden normalny facet nie zmarnuje okazji, by mieć też "swój czas" w opiece nad dzieciątkiem. Nawet, jeśli nie przepada za zmienianiem pieluch. Zresztą z czasem role się odwracają i w dziecku wzrasta potrzeba bliskości z tatą. I to wcale nie oznacza, że rodzina staje się z tradycyjnej nietradycyjną. To znaczy tylko tyle, że rodzina jest zdrowa. Bo rodzina opiera się na wzajemnych relacjach miłości, a nie sztucznym podziale obowiązków. A najlepszą przestrzenią do rozwoju dziecka jest bliskość mamy i taty. Nie dwóch mam, dwóch ojców, babci, dziadka, wujka, niani czy kogokolwiek. Fakt, że proporcje czasu, który spędzają z maleństwem na danym etapie jego rozwoju się zmieniają, wynika przede wszystkim z naturalnych potrzeb dzieciątka i okoliczności życia rodziców, a nie z tego czy chce się tworzyć rodzinę tradycyjną, czy nie.
Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.