Wyniki poparcia PiS wskazują na niewielką stratę. Ale ta strata nie pochodzi od tych, których PiS się rzekomo przestraszył.
Sondaże pokazują, że PiS po burzy w sprawie aborcji niewiele stracił na popularności. Badanie Kantar Public (dawnego TNS Polska), wykonane w połowie listopada, daje partii Jarosława Kaczyńskiego wynik na poziomie 34 proc. Oznacza to tylko nieznaczny spadek. I choć podskoczył wynik PO, to zmalał wynik Nowoczesnej.
Tak więc z gigantycznej czarnej chmury mały deszcz. Nie opłacało się feministkom nawet otwierać tych swoich parasolek. Co zresztą było do przewidzenia, bo przecież całe to kodowo-femino-wyborcze towarzystwo z „czarnego protestu” nigdy nawet nie pomyślało, że mogłoby kiedykolwiek poprzeć PiS. Czarną histerię wzniecili ludzie, którzy dostają wysypki na dźwięk słowa „Kaczyński”, czyli osoby, które w żadnej mierze, nawet potencjalnie, nie stanowią elektoratu partii rządzącej.
Jeśli partia władzy straciła tych parę punktów, to nie dlatego, że się zabrała za aborcję, lecz dlatego, że na zabraniu się skończyło. Strata wynika z zawodu, jaki PiS sprawił stanowczym przeciwnikom zabijania dzieci, a nie zwolennikom tego procederu.
Gdy „czarne wdowy” wyszły na ulice, nic się nie zmieniło poza wzrostem emocji. Adrenalina podskoczyła zarówno prolajferom, jak i kontrlajferom, ale – potwierdzają to sondaże – nie nastąpił znaczący przepływ zwolenników jednej opcji do drugiej.
Ktoś powie: „Ale przecież te czarne kobiety zapełniły cały plac przed zamkiem królewskim w Warszawie!”. No i co z tego? Wielokrotnie większy tłum zapełnił plac przed Jasną Górą na Wielkiej Pokucie, przepraszając Boga m.in. za grzech aborcji.
Wiadomo, że jakaś niebagatelna część Polaków chce utrzymania albo nawet zwiększenia możliwości dokonywania aborcji (choćby dlatego, że sami się tym splamili i wybrali agresję zamiast pokuty), ale to jest twardy elektorat „nie-PiS”. Ci ludzie zagłosowaliby na PiS chyba tylko odurzeni i dodatkowo zastraszeni groźbą wymyślnych tortur zakończonych śmiercią. Tacy ludzie mogą na chwilę poderwać do akcji panienki zbałamucone kłamstwami typu „nie będzie badań prenatalnych”, ale to ma krótkie nogi i po niedługim czasie sytuacja wraca do normy.
No i właśnie widać, że wróciła. Trochę ubyło zawiedzionych przeciwników aborcji – bo przecież nie feministek – i życie toczy się dalej. Chociaż nie życie wszystkich. Wyjątkiem jest ponad tysiąc dzieci, zabijanych rocznie w majestacie polskiego prawa. Prawa i sprawiedliwości – podobno.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.