List czterech kardynałów, którzy proszą papieża o wyjaśnienie zamieszania wywołanego przez niejasne fragmenty „Amoris laetitia”, nie jest wyrazem faryzeizmu, ale troski o Kościół oraz o prawdę o małżeństwie.
Nie zgadzam się z opinią mojego redakcyjnego kolegi Jacka Dziedziny, który komentując list czterech kardynałów do papieża, porównał ich do uczonych w Piśmie i faryzeuszów, którzy stawiali Jezusowi podchwytliwe pytania. Sam komentarz niewiele merytorycznie wnosi do sprawy, raczej zamazuje prawdziwy obraz sytuacji.
Autor kończy swój tekst uwagą, że „pasterska troska wymaga jednak raczej tej trudniejszej drogi rozeznania, do której wzywa papież, a nie zero-jedynkowych odpowiedzi na konkretne sytuacje, które znane są tylko Bogu, osobom zainteresowanym i prowadzącemu ich kierownikowi duchowemu”. Otóż to jest właśnie sedno problemu. Przecież kardynałowie nie przeczą w żaden sposób temu, że konieczne jest rozeznawanie konkretnych sytuacji. Tego samego domagali się zresztą już Jan Paweł II i Benedykt XVI. Kardynałowie proszą tylko o jasne kryteria tego rozeznawania. Nie pytają o żaden konkretny przypadek. Pytają, czy papież zmienił kryteria, które do tej pory obowiązywały, które były wielokrotnie powtarzane przez magisterium Kościoła. Te kryteria są w gruncie rzeczy uszczegółowieniem zasady podanej przez Pana Jezusa: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo” (Mk 10,11-12).
W tekście „Amoris laetitia”, zwłaszcza w rozdziale VIII, zawarte są pewne dwuznaczności. Taka jest prawda. Najlepszym dowodem tego jest fakt, że poszczególni biskupi wydali dla swoich diecezji rozporządzenia, w których pojawiają się sprzeczne interpretacje. Nie może być tak, że to, co w jednej diecezji jest grzechem, w drugiej grzechem nie jest. Dlatego właśnie kardynałowie proszą papieża o odpowiedź „tak” lub „nie”. Pytają o to nie dlatego, że nie rozumieją złożoności ludzkiego życia lub że brakuje im współczucia dla ludzkich dramatów. Pytają dlatego, że w Kościele wokół tej kwestii narasta spór i podział. Mamy co najmniej dwie wykluczające się interpretacje. I nie jest to jakiś abstrakcyjny, teoretyczny problem. Wielu duszpasterzy i samych zainteresowanych rozeznaniem swojej złożonej sytuacji nie wie, czego mają się trzymać. Tak wygląda obecna sytuacja.
Odpowiadanie, że wszystko jest przecież zapisane w „Amoris laetitia” i nie trzeba już niczego wyjaśniać, nie jest fair. Wątpliwości powstały właśnie dlatego, że zapisy adhortacji są w kilku miejscach wieloznaczne. Co więcej, niektóre sformułowania wydają się pozostawać w sprzeczności z nauczaniem św. Jana Pawła II zapisanym w encyklice „Veritatis splendor”. Rzecz dotyczy już nie tylko samego małżeństwa, ale bardziej generalnych problemów moralnych (np. relacji między ogólną normą a sumieniem). Skoro są takie poważne wątpliwości, trzeba je wyjaśnić. Powtórzę raz jeszcze, wątpliwości dotyczą samych norm, kryteriów rozeznawania, a nie pojedynczego złożonego przypadku czy samej zasady rozeznawania. W kulturze relatywizmu, która rozmiękcza wszelkie normy lub uznaje sumienie za narzędzie tej relatywizacji, jasność zasad jest tym bardziej ważna.
Spory doktrynalne w Kościele nie są niczym nowym. Zapytania kierowane do Kongregacji Doktryny Wiary bardzo często mają formę pytań zero-jedynkowych. Kongregacja zwykle udziela odpowiedzi „tak” lub „nie” i podaje uzasadnienie. Wierność Chrystusowi polega także na wierności doktrynie, którą nam przekazał. Ortodoksja jest warunkiem ortopraksji, czyli mówiąc bardziej po ludzku: działania zgodne z wiarą wynikają z zasad wiary.
A co do motywacji kardynałów. Przypomnijmy, że list wysłali do papieża 19 września br. Po prawie dwóch miesiącach zdecydowali się na jego upublicznienie. Uzasadnili to w ten sposób: „Wielka Tradycja Kościoła uczy nas, że wyjściem z sytuacji takiej jak ta [niejasności wokół „Amoris laetitia” – przyp T.J.] jest odwołanie się do Ojca Świętego z prośbą do Stolicy Apostolskiej, aby rozwiązała wątpliwości, które są przyczyną dezorientacji i zamętu. Dlatego nasz list jest aktem sprawiedliwości i miłości. Sprawiedliwości – ponieważ naszą inicjatywą wyznajemy, że posługa Piotrowa jest posługą jedności oraz do Piotra, do papieża, należy posługa utwierdzania w wierze. Miłości – chcemy pomóc papieżowi, aby zapobiegł podziałowi i konfliktom w Kościele, prosząc go, by rozwiał wszelkie niejasności. Wykonujemy w ten sposób swój obowiązek. Zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego (kan. 349) kardynałom, także indywidualnie, powierzono zadanie pomagania papieżowi w pieczy nad Kościołem powszechnym. Ojciec Święty postanowił nie reagować na nasz list. Odczytujemy jego suwerenną decyzję jako zaproszenie do kontynuowania refleksji i dyskusji, spokojnie i z szacunkiem”.
Przed nami konsystorz, czyli spotkanie kardynałów z papieżem (19 i 20 listopada). Temat zapewne powróci. Zamiast podgrzewać spory, warto z uwagą słuchać się wzajemnie i modlić się o światło Ducha Świętego dla papieża i kardynałów, o wierność Ewangelii i jedność Kościoła.