Biegła przez las, bez butów, słysząc za sobą ciężkie kroki żołdaka. Jak bardzo musiała być przerażona, a jednak - jak bardzo odważna. Walczyła do samego końca.
Błogosławiona Karolina Kózkówna całym swoim życiem dowiodła miłości do Chrystusa - aż po swój własny krzyż.
Wychowywała się w ubogiej, ale bardzo pobożnej rodzinie. Była czwartym dzieckiem z jedenaściorga rodzeństwa. Od małego nauczona była modlitwy, pieśni religijnych i służby bliźnim. Posłuszna rodzicom, skromna w obyczajach i bardzo koleżeńska, była wzorem córki, siostry i przyjaciółki.
Bez przerwy wszystkich ewangelizowała. Gdy tylko dowiedziała się o jakieś nowej prawdzie wiary, nie potrafiła tego zachować dla siebie - od razu przekazywała ją innym. Pomagała w opiekowaniu się kościołem, uczyła dzieci katechizmu, pokorna i pogodna, wszędzie służyła dobrą radą i pomocą. To był taki dobry człowiek, którego sama tylko obecność cieszyła serce.
Jak potworną więc musieli przeżyć traumę wszyscy jej bliscy, kiedy tak nagle odeszła.
Zginęła mając zaledwie 16 lat.
To stało się na początku I wojny światowej, 18 listopada 1914 roku, Carski żołnierz wtargnął do chaty Kózków i siłą wyprowadził stamtąd dziewczynę i jej ojca. Następnie, grożąc śmiercią, przepędził ojca na skraju lasu, a dziewczynę pociągnął za sobą, w gąszcz.
O tym, co stało się później, można było jedynie wywnioskować po ranach, jakie widniały na ciele dziewczyny. Wiadomo było, w jakim celu carski żołnierz chciał zaciągnąć dziewczynę do lasu. Takie przypadki nie były odosobnione w miejscach, gdzie przechodziło wojsko i Karolina musiała być tego świadoma. Wiedziała, co ją czeka i postanowiła walczyć.
Biegła przez las słysząc za sobą ciężkie kroki żołdaka. Jak bardzo musiała być przerażona, a jednak - jak bardzo odważna. Walczyła do samego końca.