Jakie życie, taki pogrzeb. Nie tylko życie zmarłego. To, w jaki sposób żegnamy naszych najbliższych, jest również lustrem naszej wiary lub niewiary w życie po życiu.
Dawniej o śmierci bliskiego należało zawiadomić całą lokalną społeczność. Wszyscy sąsiedzi, bliżsi i dalsi, czuli się zobowiązani, by wziąć udział w ostatniej drodze człowieka, którego znali. Stąd też celebracja pożegnania miała charakter bardziej wspólnotowy i pełna była lokalnego folkloru, który wyrażał miłość i pamięć o zmarłym. Dziś takie formy, choć czasami obecne w najmniejszych miejscowościach, coraz częściej wypierane są przez wyspecjalizowane i pospieszne „załatwienie sprawy”.
„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – lubimy powtarzać za ks. Twardowskim. Można by dodać: niekoniecznie jednak spieszmy się z ich pożegnaniem, gdy już odejdą. Przygotowanie do pogrzebu i sam pogrzeb to nie tylko ból i smutek. Może to być też czas łaski dla tych, którzy zostają. Bogactwo tradycyjnych zwyczajów i obrzędów związanych z pochówkiem to nie tylko sztuka dla sztuki. Oddają one intensywność relacji międzyludzkich, które wprawdzie „po ludzku” zostały przerwane przez śmierć, ale które „po Bożemu” trwają w innym wymiarze.
Pytania ostateczne
Ze wszystkich tzw. sytuacji granicznych w życiu moment śmierci jest graniczny najbardziej. I dla umierającego, i dla jego bliskich. Nawet narodziny, choć towarzyszący im ładunek emocjonalny jest u rodziców ogromny, wydają się bardziej naturalne i bezpieczne: wszystko dopiero się zaczyna, mamy czas. Śmierć jest doświadczeniem mocniejszym, trzeba ją sobie jakoś wytłumaczyć, przeżyć, przepracować w sobie. Ostatnie pożegnanie czy chwilowa rozłąka? Odejście do wieczności czy tylko złożenie ciała do ziemi? Konieczność zajęcia stanowiska wobec śmierci jest jak imperatyw kategoryczny – wewnętrzny przymus, którego nie da się zagłuszyć i zignorować. – Są rzeczy, które zauważasz tylko, widząc chorobę i śmierć bliskiego; rzeczy, których nigdy nie zrozumiesz, nie dotykając jakiejś przestrzeni bólu – potwierdza dr Jacek Kurek, współautor pracy „Utrata. Wobec braku i ubywania”.
Stąd też sposób, w jaki żegnamy zmarłych, jest w dużym stopniu wynikiem odpowiedzi, jakiej każdy sobie udziela na pytanie o tajemnicę śmierci. Albo odwrotnie: czasami to sam charakter pogrzebu, przebiegającego w sposób przez nas niezaplanowany, przynosi odpowiedź. Dlatego nie jest obojętne, kto, gdzie i w jaki sposób poprowadzi uroczystości pogrzebowe. Nie są obojętne zwyczaje związane z czasem przygotowania do pochówku.
Sting na pogrzebie
Z jednej strony mamy bogatą tradycję czuwania i uroczystego pożegnania, omadlania zmarłego, z drugiej - pogłębiającą się tendencję do jak najbardziej świeckiego przebiegu ceremonii. Z jednej strony „pogrzebowiny”, które angażują sąsiadów i pół miejscowości, z drugiej – mocno prywatna i cicha ceremonia. Czasami decydują tzw. względy praktyczne – np. w dużych miastach zapewne trudniej zorganizować ostatnią drogę w taki sam sposób jak w małych społecznościach wiejskich. Z drugiej strony bogate w symbolikę zwyczaje też wymagają pogłębienia i oczyszczania z tego, co może przysłaniać istotę i prawdę o śmierci człowieka. „Pogański” może być nie tylko pogrzeb, który nie ma żadnego odniesienia do Boga. Również tam, gdzie zabobon, choć jest częścią folkloru pogrzebowego, dominuje nad wiarą, potrzebna jest odpowiednia formacja. Ksiądz prof. Michał Heller opowiadał kiedyś o jednym z wychowawców ze swojego seminarium, który był umierający. Ksiądz, który czuwał przy jego łóżku, zapytał go, czy ma jakieś życzenia odnośnie do swojego przyszłego pogrzebu. „Padła odpowiedź, że pogrzeb ma być chrześcijański. Było to przecież oczywiste, ale jednak dopytano umierającego o głębszy sens jego życzenia. Okazało się, że słowo »chrześcijański« znaczyło dla niego tyle, że pogrzeb ma być radosny”.
Myliłby się jednak ten, kto „radosny pogrzeb” utożsamiałby z modą puszczania ulubionych kawałków zmarłego: od Elvisa Presleya przez Pink Floydów po innego Stinga. Pogrzeb chrześcijański ze swoją liturgią i ceremonią na cmentarzu ma na celu nie tylko godnie pochować zmarłego, nie tylko zapewnić mu modlitwę, ale również zostawić żyjących z nadzieją i odpowiedziami na najważniejsze pytania, które przychodzą ze śmiercią bliskich. Tego nie zapewni nawet najlepszy kawałek Stinga, U2 czy Marka Grechuty.
Jacek Dziedzina