11. dnia 11. miesiąca polski zawodnik z numerem 11 zdobył 1. gola dla Polski w meczu wyjazdowym z Rumunią. Bramka Grosickiego, a także następne, strzelone przez Lewandowskiego, rozstrzygnęły mecz z potencjalnie najgroźniejszym rywalem naszych piłkarzy w eliminacjach mistrzostw świata w Rosji: Rumunia - Polska 0:3!
Polacy zaskoczyli - i to pozytywnie - już na początku meczu: drużyna, która tradycyjnie uważana jest za słabo radzącą sobie w ataku pozycyjnym, zagrał wysokim pressingiem i długimi fragmentami utrzymywała się przy piłce na połowie rywala.
Na efekt bramkowy nie trzeba było długo czekać. Grosicki zdecydował się na rajd. Gdy wpadał w pole karne, Lewandowski ściągnął na siebie obrońców. Kamil skorzystał z tej przysługi, z łatwością wyszedł sam na sam z bramkarzem. Huknął potężnie. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki.
Potem dwa razy w niezłych sytuacjach znalazł się Zieliński. Nie udało się. W trzeciej pomocnik Napoli przepuścił piłkę do Błaszczykowskiego. Niepilnowany Kuba strzelał z 12 metrów. Ale i on nie znalazł drogi do bramki Tatarusanu.
Rumuni, którzy byli zawsze bardzo niewygodnymi rywalami dla Polaków, przez większość pierwszej połowy wydawali się zagubieni. Jak dzieci we mgle. I w bardzo ciemnym lesie. Tak naprawdę postraszyli biało-czerwonych tylko dwa razy: w pierwszej akcji meczu rumuński zawodnik z łatwością urwał się Pazdanowi - na szczęście bez większych konsekwencji. Potem jeszcze dobra centra z rzutu wolnego została w polu karnym strącona przez Chirichesa. Znakomicie interweniował jednak Fabiański.
Jeśli można mówić o jakimś zagrożeniu dla naszych, to tylko w kontekście rac, rzucanych przez rumuńskich kibiców na pole karne Polaków.
Niemiecki trener Rumunii Christoph Daum postanowił zmienić obraz gry. Po przerwie wprowadził dwóch nowych zawodników, w tym napastnika Andone z Deportivo La Coruna. Podziałało. Pierwsze minuty to rumuńska nawała, chaos w naszym polu karnym. To, że udało się z niego wyjść obronną ręką, to duża zasługa zwłaszcza Łukasza Piszczka.
W 54 minucie tuż obok Roberta Lewandowskiego eksplodowała petarda. Napastnik Bayernu padł na twarz. Długo nie podnosił się. Widać było, że został ogłuszony. Zszedł na chwilę z boiska. Trzymał dłonie przy uszach. Ostatecznie jednak wrócił do gry.
Wkrótce potem kapitalną okazję do zdobycia gola zmarnował Linetty. W 70 min. minimalnie pomylił się Zieliński, który strzałem z dystansu zakończył niezłą akcję Polaków.
Gole pieczętujące zwycięstwo dał biało-czerwonym Lewandowski. Najpierw dobrze współpracował z podającym Teodorczykiem i Grosickim, który ściągnął na siebie rywali tak, jak przy jego golu uczynił to as Bayernu. Lewandowski przejechał z piłką przez pole karne, a w końcu kąśliwym strzałem pokonał bramkarza. "Gramy u siebie, Polacy, gramy u siebie" - skandowali kibice na stadionie w Bukareszcie. Potem jeszcze Robert zdobył rzut karny, który w 91 min. zamienił na gola, myląc Tatarusanu i strzelając po ziemi w prawy róg jego bramki. Niewiele brakło, aby w 94 min. Lewandowski strzelił trzeciego gola i skompletował hattrick.
Po niespodziewanym remisie z Kazachstanem (2:2), z trudem obronionej przewadze w meczu z Danią (3:2) i raczej szczęśliwym niż przekonywującym zwycięstwie z Armenią (2:1), biało-czerwoni odnieśli w pełni zasłużone zwycięstwo z potencjalnie najtrudniejszym rywalem w eliminacjach mistrzostw świata w Rosji.
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.