Sytuacja wydawała się patowa: Cypr pozostanie podzielony na wieki. Dziś jest szansa na zjednoczenie państwa. To paradoks, bo punktów spornych między grecką i turecką częścią wyspy wcale nie ubywa.
Jest rok 1974. Nikos i Mustafa mają po 20 lat. Rodacy Nikosa próbują dokonać zamachu stanu i przyłączyć Cypr do Grecji. Rodacy Mustafy z radością witają wojska tureckie, które w odpowiedzi na grecki wybryk zajmują północną część wyspy. Nikos i Mustafa dorastają po przeciwnych stronach muru i drutów kolczastych, dzielących stolicę kraju na pół. Dziś Nikos Anastasiades jest prezydentem Republiki Cypru, Mustafa Akinci – prezydentem Tureckiej Republiki Północnego Cypru. Pierwszy formalnie rządzi całą wyspą, bo samozwańczej republiki nikt – poza Turcją – nie uznaje za państwo. W praktyce Mustafa rządzi na północy wedle swoich praw, na które Nikos nie ma wpływu. Obaj rówieśnicy mają jednak dość podziału, od ponad 40 lat paraliżującego wyspę, która jednocześnie pozostaje miejscem ścierania się interesów regionalnych i światowych mocarstw. Obaj są wyjątkowo zdeterminowani, by doprowadzić do zjednoczenia Cypru. We wrześniu obiecali, że to kwestia 90 dni. Jedna część Greków i Turków zaczęła już odliczanie. Druga tylko czeka na fiasko rozmów. Do tego nad wyspą unoszą się cienie wszystkich pozostałych graczy, zainteresowanych albo zjednoczeniem, albo utrzymaniem status quo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina