Szliśmy w Polsce spać w życzeniowo kreowanej przez media głównego nurtu rzeczywistości, a budziliśmy się słuchając smutnych głosów dziennikarzy, którzy zaczęli roztaczać apokaliptyczną wizję USA i całego świata.
09.11.2016 10:00 GOSC.PL
Jeszcze nigdy Polacy aż tak nie emocjonowali się prezydenckimi wyborami w USA. Wszystkie trzy debaty pretendentów do najważniejszego politycznego stanowiska na świecie były transmitowane na żywo przez stacje telewizyjne i portale internetowe, budząc ogromne zainteresowanie nad Wisłą.
W noc wyborczą mnóstwo rodaków śledziło na bieżąco napływające zza Atlantyku wyniki, od rana były one głównym tematem komentarzy. Idąc około 7.30 przez powoli zapełniający się plac targowy w pobliżu mojego mieszkania słyszałem urywki rozmów rozstawiających towar sprzedawców, którzy zastanawiali się, jak ewentualny wybór Donalda Trumpa wpłynie na sprawy polskie i europejskie. Podobne wymiany zdań dochodziły do moich uszu podczas jazdy tramwajem.
Od dawna wiadomo, że żyjemy w globalnej wiosce, ale dzięki mediom elektronicznym stała się ona rzeczywiście wspólną własnością wszystkich ludzi, przynajmniej w sferze informacji. Nie trzeba już czekać na posłańców z dalekich krajów, ani na depesze największych agencji prasowych, wystarczy włączyć radio, telewizor, a ostatnio najczęściej komputer, aby śledzić na bieżąco te wydarzenia, które rozpalają wyobraźnię wszystkich jej mieszkańców.
Szliśmy wczoraj w Polsce spać w usilnie i życzeniowo kreowanej przez media głównego nurtu rzeczywistości, w której Hillary Clinton jest faworytką wyścigu o Biały Dom, a skala jej poparcia przez amerykańskich celebrytów i intelektualistów nie pozostawia złudzeń, jak zakończy się to starcie. Budziliśmy się słuchając smutnych głosów dziennikarzy, którzy zaczęli roztaczać apokaliptyczną wizję USA i całego świata po coraz bardziej prawdopodobnym zwycięstwie Trumpa.
Powtarzane od kilku miesięcy slogany o strzelających na Kremlu korkach od szampana przeplatały się z wykresami dołujących giełd oraz drastycznego spadku amerykańskiej waluty w stosunku do innych, a zwłaszcza do najbardziej nas interesujących euro i franka szwajcarskiego. Komentatorzy w studiach telewizyjnych i radiowych starali się wytłumaczyć jak mogło dojść do takiego zwrotu, nie zabrakło porównań do ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce, w której Bronisław Komorowski miał znacznie większą przewagę nad Andrzejem Dudą niż Clinton nad Trumpem, a jednak sromotnie przegrał.
I niech ktoś powie, że USA nie rządzą światem.
Jerzy Bukowski