Od głosowania na Wschodnim Wybrzeżu rozpoczęły się we wtorek wybory w USA. Faworytką wyścigu do Białego Domu jest Demokratka Hillary Clinton, która może być pierwsza kobietą piastującą najwyższy urząd. Ale kandydat Republikanów Donald Trump nie jest bez szans.
Lokale wyborcze w dziewięciu stanach na Wschodnim Wybrzeżu - Nowy Jork, New Jersey, Wirginia, Maine, Connecticut, Indiana, Kentucky, New Hampshire i Vermont - otwarto w południe czasu polskiego. Mieszkańcy kilku niewielkich miejscowości w stanie New Hampshire oddali głosy wcześniej - już o godz. 6 czasu polskiego.
Jako ostatni głosowanie zakończą mieszkańcy Alaski, gdzie ostatnie lokale wyborcze zostaną zamknięte o godz. 7 w środę czasu polskiego.
Ostatnie sondaże wskazują, że 69-letnia była sekretarz stanu ma przewagę nad 70-letnim Trumpem, ale nie jest to przewaga nie do pokonania. Według portalu RealClearPolitics, który podlicza średnią ze wszystkich liczących się sondaży, we wtorek rano czasu polskiego przewaga Clinton w skali kraju wynosiła 3 pkt. procentowe, dzięki silnemu poparciu kobiet, młodych wyborców, Afroamerykanów oraz mniejszości latynoskiej. Ale Trump, za którym stoją przede wszystkim biali mężczyźni oraz ewangelicy, na ogół ludzie bez wyższego wykształcenia, którym gorzej powodzi się w nowej globalnej gospodarce, nie jest bez szans.
To, kiedy poznamy zwycięzcę, może w znacznym stopniu zależeć od Florydy, największego z kilkunastu stanów wahadłowych, w których rozgrywa się kluczowa walka o prezydenturę. Tymczasem najnowsze sondaże wskazują, że na Florydzie, podobnie jak w Karolinie Północnej, jest praktycznie remis. Jeśli kandydaci będą szli łeb w łeb, to wynik możemy poznać bardzo późno. Ekspert z instytutu sondażowego Quinnipiac University Peter Brown nie wykluczył nawet powtórki z 2000 roku, gdy cały kraj z powodu Florydy czekał w zawieszeniu na wynik aż do grudnia. Z drugiej strony, jeśli na Florydzie dość wcześnie będzie wiadomo, że wygrała Clinton (głosowanie kończy się tam już o godz. 1 czasu polskiego), to przy założeniu, że sprawdzą się sondaże i Clinton wygra w kilku mniejszych stanach wahadłowych, szanse Trumpa na prezydenturę mogą wyparować dość wcześnie podczas wieczoru wyborczego.
W USA walka wyborcza toczy się w każdym z 50 stanów osobno. Z każdego stanu pochodzi z góry określona liczba elektorów, na których głosują Amerykanie. Wszystkich głosów elektorskich jest 538. By zdobyć prezydenturę, trzeba uzyskać większość, czyli 270 głosów.
Według optymistycznych dla Clinton prognoz (np. telewizji CNN czy portalu wyborczego Cook Political Report), uwzględniając wszystkie stany, które zawsze głosują na Demokratów (tzw. stany niebieskie), jak Kalifornia czy Nowy Jork, oraz stany wahadłowe, w których obecnie Clinton prowadzi w sondażach, była pierwsza dama może liczyć na 230-260 głosy elektorskie. Trump w najbardziej optymistycznych dla niego prognozach może liczyć na podstawie obecnych sondaży na góra 214 głosy.
We wtorek Amerykanie wybierają też członków Kongresu - całą Izbę Reprezentantów (435 miejsc) i jedną trzecią Senatu (34 miejsca). Obie izby są obecnie kontrolowane przez Republikanów. W 12 stanach wybierani są również nowi gubernatorzy. W ok. 30 stanach organizowane są też referenda, m.in. dotyczące legalizacji marihuany czy zniesienia kary śmierci.
Ok. 42 mln Amerykanów, spośród 200 mln zarejestrowanych, oddało już głos w procedurze wczesnego głosowania.