W kwestii aborcji, eugeniki i eutanazji nie prawne rozwiązania – chociaż ważne i pomocne – lecz nasze sumienia i świadomość zła są ważniejsze.
W sporze o prawną ochronę ludzkiego życia tkwi tak wiele fundamentalnych dla naszej, chrześcijańskiej cywilizacji kwestii, że żadnej ze stron tego sporu nie obiecuję ostatecznego, doskonałego prawnie rozstrzygnięcia. Dlaczego? Bo w kwestii aborcji, eugeniki i eutanazji nie prawne rozwiązania – chociaż ważne – lecz nasze sumienia i świadomość zła są ważniejsze. Zasady chroniące prawo do życia są jasne – przykazanie Dekalogu „Nie zabijaj”, zapisy konstytucyjne, prawo i normy moralne. Równie powszechnym doświadczeniem są sytuacje szczególne, konfliktowe, gdy życie człowieka „przegrywa” z koniecznością obrony życia drugiego człowieka, obrony wolności obywatelskich, niepodległości ojczyzny czy prawa do głoszenia Ewangelii. Już w 1791 roku w preambule Konstytucji Rzeczypospolitej wyrażono tę myśl tak: „wolni od hańbiącej obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą – egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność Narodu (…) niniejszą Konstytucję uchwalamy”. Czy idealna prawnie ustawa chroniąca życie poczęte ma tylko jedno rozwiązanie – zakaz obwarowany karą więzienia, także dla kobiety? Znam projekt Ordo Iuris i wiem, że pozwala lekarzowi ratować życie matki przez dokonanie aborcji, ale prawne okoliczności tej decyzji nie sprzyjają merytorycznej ocenie sytuacji. Rozumiem tęsknotę za jednoznacznością, bo dobrze pamiętam czasy, które „uprzywilejowanym instancjom ludzkim pozostawiały prawo do decydowania o życiu i śmierci poszczególnych osób, całych grup i narodów. Na miejsce Bożego »nie zabijaj« postawiono ludzkie »wolno zabijać«, a nawet »trzeba zabijać« (…) do tego cmentarzyska (…) w naszym stuleciu dołącza inny jeszcze, wielki cmentarz nienarodzonych” (św. Jan Paweł II, Radom, 4 czerwca 1991 r). Pamiętam czas, gdy ograniczeniu praw i wolności obywatelskich w PRL towarzyszyło tylko jedno prawo „wolności wyboru” – praktycznie nieograniczony dostęp do aborcji ze „względu na trudną sytuację kobiety”. Hasła „czarnych protestów” i „kobiecych strajków” sugerują konieczność odejścia od dzisiejszego „zacofania” i „dyskryminacji kobiet” w stronę lepszych i bardziej „nowoczesnych” rozwiązań. Nic bardziej fałszywego. Zarówno polskie doświadczenia, jak i rozwój nauki mówią, że nowoczesność to rezygnacja z barbarzyństwa „aborcji na życzenie”. W czasach powszechnego dostępu do USG i możliwości operowania dzieci w łonie matki nowoczesność to ochrona, a nie selekcja życia poczętego. W XXI wieku rodzice widzą na własne oczy, czym jest „życie poczęte” ich dziecka i jakim zakłamaniem jest nazywanie go „zlepkiem komórek”. Jak to dawniej było? Ustawa z 1932 roku dopuszczała w II RP aborcję, gdy ciąża była zagrożeniem dla życia lub zdrowia matki bądź zaistniała na skutek przestępstwa. W 1943 roku Niemcy zezwolili na aborcję we wszystkich krajach okupowanych (zabraniając jej dla Niemek!). Ustawa PRL z 1956 roku dopuszczała aborcję, gdy przemawiały za nią wskazania lekarskie dotyczące zdrowia dziecka lub kobiety, gdy ciąża była wynikiem przestępstwa oraz ze względu na „trudne warunki życiowe kobiety”. Jak ocenialiśmy te rozwiązania? Gdy w 1993 roku wchodziła obowiązująca dzisiaj ustawa, prawie co drugi (47 proc.) Polak akceptował aborcję ze względu na „trudne warunki życiowe kobiety”. Jeszcze w 2005 roku podobnie myślało 42 proc. respondentów CBOS, ale w listopadzie 2006 roku akceptacja dla tego rozwiązania spadła do 27 proc.. W marcu 2016 roku na pytanie, czy przerywanie ciąży powinno być prawnie dopuszczalne, gdy kobieta jest w „ciężkiej sytuacji materialnej”, twierdząco odpowiedziało już tylko 14 proc. badanych. Aborcję z powodu „trudnej sytuacji osobistej kobiety” akceptowało 13 proc. respondentów CBOS. Dla zrozumienia dzisiejszej sytuacji ważne jest także to, że zdecydowana większość badanych (80 proc.) akceptuje prawną dopuszczalność aborcji, gdy zagrożone jest życie matki, jej zdrowie (71 proc.) i gdy ciąża jest wynikiem gwałtu i kazirodztwa (73 proc.). Wolno, ale wyraźnie zmniejsza się akceptacja dla aborcji, gdy wiadomo, że dziecko urodzi się upośledzone (z 61 proc. w 2012 do 53 proc. w 2016 roku). Dodajmy, że to młodzi, w wieku od 18 do 24 lat częściej (65 proc.) opowiadają się za zawężeniem zakresu dopuszczalności aborcji niż ogół (52 proc.) społeczeństwa. Tak więc ograniczenie prawnych możliwości aborcji do okoliczności szczególnych ma poparcie większości Polaków. Ale nie jej bezwzględny zakaz z sankcją więzienia dla wszystkich, także kobiet. Taki zakaz odbiera macierzyństwu jego szczególny, niezwykły wymiar – miłości i poczucia odpowiedzialności za dziecko, a czasami nawet heroizmu w obronie jego prawa do życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska