Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Łk 23,44-45
Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek.
Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. Po tych słowach wyzionął ducha.
Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. On to udał się do Piłata i poprosił o Ciało Jezusa. Zdjął Je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany.
W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężów w lśniących szatach.
Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstały”.
Jezus został skazany na śmierć i obarczony krzyżem w godzinach przedpołudniowych. Od momentu ukrzyżowania, około południa, aż do ostatniego tchnienia Jego agonii towarzyszył gęstniejący coraz bardziej mrok. Może nastała wówczas gwałtowna burza piaskowa, która nadciągając znad pustyni, zaćmiła słoneczny blask i pogrążyła wszystko w ciemnościach? A może miało miejsce inne jeszcze zjawisko, przedziwnie łączące się z umieraniem Syna Bożego? Przypadek? Raczej wstrząsający symbol nadchodzącego dnia Pańskiego – dnia wielkiego i strasznego, w którym konający Zbawiciel otoczył się ciemnością ludzkiego grzechu, aby skupić go na sobie i w sobie zadać mu śmierć – przywrócić nam utraconą wieczność. Duchowa samotność Jezusa, przezwyciężona w bolesnym krzyku zaufania, połączyła się z żałobą Boga Ojca, który rozdarł swą szatę – zasłonę przybytku, okrywającą Jego obecność w jerozolimskiej świątyni. W tym dniu sens zyskało nasze cierpienie, a swój kres ujrzała nasza śmierć. Nastało dla nas nowe życie.
Aleksander Bańka