Kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy... Łk 14,13
Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił:
«Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».
Otwarcie drzwi własnego domu na przyjęcie gości wymaga zaangażowania, wysiłku, starań. Normalna sprawa. Zaangażowanie zawsze jest pozytywne i w tym wypadku konieczne. Jednak całe to zamieszanie nie może nigdy przysłonić sedna, człowieka konkretnego, uwikłanego w życie, który niejednokrotnie potrzebuje z tobą nawet bardziej „być”, niż się gościć. Moja mama prowadziła prawdziwie otwarty dom, pełen przewijających się przezeń ludzi: przyjaciół, dzieci, pacjentów, przybranych ciotek, a nawet przechowywanych tam psów. I, o dziwo, cudownie potrafiła zawsze rozmnożyć jedzenie, naprędce zamiesić ciasto czy zorganizować dodatkowe łóżko. Dziś wspominamy to z rodzeństwem ciepło. Bezinteresowność w działaniu jest bardzo trudna, zawsze podskórnie na coś liczymy, taka nasza natura. Warto jednak pracować nad własną czujnością, nad zdolnością postrzegania i rozpoznawania sytuacji, w których możemy się Panu Bogu przydać. Potem w sercu robi się piękniej.
Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska