Izrael zawarł właśnie kolejną umowę na dostawę sprzętu wojskowego z USA. 10-letni kontrakt opiewa na zawrotną sumę 38 mld dolarów.
Nasze zaangażowanie w bezpieczeństwo Izraela jest niezmienne i oparte na szczerej i niezłomnej trosce o jego mieszkańców i o przyszłość państwa – tak skomentował podpisaną we wrześniu umowę prezydent USA Barack Obama. Oba kraje po raz kolejny potwierdziły specjalny charakter wzajemnych relacji i nierozerwalność sojuszu militarnego. 38 mld dol., które popłyną na Bliski Wschód w ciągu 10 lat (od 2019 do 2029 roku), to największa w historii pomoc Stanów Zjednoczonych dla jednego kraju i ponad połowa amerykańskiego wsparcia dla innych państw. Jak skrzętnie wyliczył ukazujący się w Tel Awiwie dziennik „Haaretz”, od 1962 r. Izrael otrzymał z USA cywilną i wojskową pomoc wartą w sumie 130 mld dol. – więcej niż wszystkie kraje Afryki i Ameryki Łacińskiej razem wzięte. Premier Benjamin Netanjahu ogłosił wielki sukces i potwierdzenie tego, że twarda polityka międzynarodowa i asertywne stanowisko, nawet w relacjach z USA, mogą przynieść wymierne korzyści. W samym Izraelu nie brakuje jednak słów krytyki, że to „łabędzi śpiew” szefa rządu, ponieważ umowa w rzeczywistości jest bardziej niekorzystna niż dotychczasowa, a izraelska pozycja na arenie międzynarodowej ulega nieustannemu osłabieniu. Czy narzekania na pomoc wartą 38 mld dol. są rzeczywiście uzasadnione?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko